sobota, 5 marca 2016

Rozdział 14

(z perspektywy Roberta)
Wróciłem do domu, było około ósmej rano. Wszedłem przez otwarte drzwi. Spodziewałem się widoku moich pijanych przyjaciół i poprzewracaanych mebli, jednak zastałem... moją babcię, która sprzątała. Kiedy mnie zauważyła, natychmiast podbiegła
-Roberciku! Gdzie ty się szlajasz po nocach? Nie tak Cię wychowałam!
-Ale babciu... Byłem u Amy... - nie dokończyłem, bo mi przerwała
-W nocy? Ty bezwstydniku! Pewnie do Kościoła też nie chodzisz! Nie to co John! - stwierdziłem, że odpuszczę sobie tłumaczenie, że Amy to moja dziewczyna i właśnie leży w szpitalu, bo koniecznie chciałem się dowiedzieć, kim jest John. Spojrzałem na moją babcię pytającym wzrokiem.
-Bonham! Nie udawaj, że nie wiesz, to wnuczek mojej przyjaciółki, do której nawet mówiłeś "ciociu"! Ty wulgarny ignorancie! Wstyd mi za Ciebie... A John to taki dobry chłopiec... Nawet będzie księdzem!
-Czyli przyjechałaś tutaj, tylko po to, żeby porównywać mnie do jakiegoś Johna? - zapytałem szczerze zdziwiony
-Jak ty się odzywasz do babci?! Nie, przyjechałam tutaj, aby pomóc Ci wrócić na dobrą drogę. Albo Ty wyprowadzisz się do mnie, albo ja zostanę tu. Masz wybór. - byłem przerażony
-Chyba wolę zostać tutaj... - przeprosiłem w duchu moich współlokatorów
-W takim razie bierz miotłę i sprzątaj! - zrezygnowany wypełniłem jej polecenie. Zamiatałem salon przez dłuższą chwilę, kiedy nagle usłyszałem krzyki mojej babci
-Bezwstydnicy! Co wy wyprawiacie? Tak bez ślubu? Przy wszystkich? Skandal!
Zaciekawiony popatrzyłem na kanapę. Aha, według mojej babci Lucy i Roger muszą mieć ślub, żeby móc się po prostu całować? Nigdy jej nie zrozumiem...
Lucy miała to w dupie, jednak Roger bardzo się zawstydził i zaczął... przepraszać? Dziewczyna chwyciła go za rękę i zdecydowanym krokiem ruszyła do sypialni Amy.
-A Ty czemu nie sprzątasz? - naskoczyła na mnie babcia. Modliłem się w duchu, żeby w najbliższym czasie na dole nie pojawili się Jimmy i Jackie. Ich nie było. Jednak z sypialni mojego przyjaciela właśnie wyłonił się Bartosz.
-Robert!!! Zabierz w tej chwili tą krowę z domu! - wrzaski usłyszał Page i zbiegł po schodach krzycząc
-Nie zgadzam się! Tak nie można! On jest częścią rodziny!
Postanowiłem zostawić ich samych i pobiegłem ostrzec Jackie. Dobrze byłoby znaleźć też Tima i Vi...


(z perspektywy Amy)
Nie mogłam doczekać się powrotu do domu, miałam już naprawdę dość. Około osiemnastej w końcu pojawił się Jimmy.
-Hej, jesteś gotowa?
-Od kiedy tu przyjechałam - popatrzyłam na niego ze złością. Chyba nie wiedział, o co mi chodzi. W samochodzie sobie porozmawiamy.
-Ok, to idę po Twój wypis - powiedział i po kilku minutach wrócił. Za nim weszła jakaś pielęgniarka prowadząca przed sobą... wózek? No chyba nie. Popatrzyłam na nią z pogardą i chwyciłam kule stojące obok łóżka i wstałam. Jimmy wziął moją torbę i poszedł za mną. Pomógł mi wsiąść do auta, jednak cały czas się do siebie nie odzywaliśmy. Kiedy ruszyliśmy, chłopak nie wytrzymał.
-Możesz mi powiedzieć o co Ci chodzi?
-Naprawdę nie wiesz? Jesteś aż tak głupi? - chłopak sprawiał wrażenie, że niczego nie rozumie, więc zaczęłam wyjaśniać - jestem w stanie zrozumieć, że nie potrafisz utrzymać kutasa w spodniach, ale mógłbyś się kurwa zabezpieczać! Jackie ma 17 lat!
-Amy, ja naprawdę nie wiem, o czym mówisz...
-O tym, że Jackie jest z tobą w ciąży! - brunet zjechał na pobocze, zatrzymał samochód i odwrócił się w moją stronę.
-Am, nie mam pojęcia co nagadał Ci Robert, ale Jackie nie jest w ciąży. Nawet z nią nie spałem. Nie jesteśmy razem i nie bierzemy żadnego ślubu. Udawaliśmy, że jest moją narzeczoną, żeby wzbudzić litość jakiejś starej pielęgniarki, żeby nas do Ciebie wpuściła. Później zrobiłem to samo, żeby dali nam pokój w jakimś zapuszczonym barze. Robert wziął to wszystko na serio. A Jackie nic do mnie nie czuje... - wyraźnie posmutniał
-James, czy Ty przypadkiem się nie...
-Jeśli ktoś się dowie, to nie żyjesz. - przerwał mi. Ok, nie będę drążyć tematu
-Kurwa, ale Robert jest głupi. Jak on mógł w to tak po prostu uwierzyć? - zaczęłam się zastanawiać na głos. Jimmy wyraźnie nad czymś myślał. Wróciliśmy już na drogę główną i jechaliśmy w kierunku domu kiedy w końcu się odezwał
-Amy, mogę zadać Ci jedno pytanie?
-Jasne - uśmiechnęłam się zachęcająco. Było mi trochę głupio za mój wcześniejszy wybuch, więc chciałam być dla niego miła
-Dlaczego Ty właściwie jesteś z Robertem?
-Bo go kocham - odparłam bez zastanowienia - czasem doprowadza mnie do szału i mam ochotę go zabić... Ale po prostu go kocham. - brunet pokiwał głową ze zrozumieniem. Zastanawiałam się, po co zadał to pytanie. No, dość często wściekałam się na Roberta... Ale aż tak to widać?
Byłam zmuszona przerwać moje przemyślenia, bo bylismy już na miejcu. Kiedy tylko Jimmy zatrzymał się na podjeździe, Robert wybiegł z domu i podszedł do samochodu. James podał mi kule
-Page, zgłupiałeś? Przecież ona nie może chodzić! - zdenerwował się blondyn
-Robert, daj spokój, nic mi nie jest. - chłopak popatrzył na mnie krytycznie, podszedł do auta, otworzył drzwi. Zanim zdążyłam zaprotestować, wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. W środku zobaczyłam kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewałam.


(oczami Jackie)
Siedziałam na środku kompletnie zdemolowanej kuchni, na jednym z kilku pozostałych krzeseł. Zastanawiałam się, jakim cudem Jimmy może sobie rozpieprzać cały dom mojej kuzynki, a ona od czasu gdy ją przywiózł jest dla niego podejrzanie miła, a drze się tylko na Bogu ducha winnego Roberta. Co zresztą mi się nie podobało. Amy ma szczęście, że ma kogoś takiego. Robert dałby się zabić gdyby tego chciała. I nie, wcale nie byłam zazdrosna.
Usłyszałam więcej wrzasków. Znowu. Nagle do kuchni wpadła psychiczna babcia Roberta. Ciągle nie mogłam pojąć skąd się tu do cholery wzięła. Nie spiłam się na tej imprezie (postanowiłam, że zmienię się na lepsze i już mnie nigdzie nie zamkną, a od czegoś trzeba zacząć) i pamiętam co się działo. Ale jakoś wątku z tą kobietą nie mogę sobie przypomnieć.
- Szukam Jamesa! – oświadczyła. Po co jej Jimmy? Kilka sekund później w drzwiach ukazał się Robert.
- Na górze! – wydarł się. Kobieta szybko opuściła kuchnię. – Teren wolny!!
W kuchni nagle zmaterializował się Jimmy i rzucił się na krzesło obok mnie.
- Jackie, jest sprawa… - zaczął Robert – jak jechaliśmy po Rogera to zostawiliśmy samochód w Walii.
Byłam beznadziejna z geografii Wielkiej Brytanii, ale coś mi się wydawało, że festiwal kaszy był nie tam. I że to daleko. Ale to Robert, on jest inny.
- Trzeba po niego pojechać, a wyszło, że Amy jest połamana, ja nie mam prawa jazdy, Jimmy swoje zgubił, Rogerowi zabrali, a Staffella nie bierzemy ze względu na Lucy. No i tylko ona może prowadzić. I ty. – kontynuował blondyn – więc, czy mogłabyś z nami pojechać? Ja wiem, Jimmy prosił, żebym dał ci spokój, bo jesteś na pewno zmęczona i w szoku po tym areszcie i jeszcze ta ciąża, ale nic się nie stanie, a on jest po prostu przewrażliwiony, bo to będzie jego pierwszy dzieciak. – popatrzyłam na Jimmiego, który teatralnie przewrócił oczyma.
Podniosłam się z krzesła. Ok, mogę jechać. I tak nie mam co robić.
Poszliśmy do garażu. Przednie siedzenia samochodu były już zajęte przez Rogera i Lucy, zbyt zajętych sobą by zauważyć nasze przybycie. Nooo, Rog wpadł kompletnie.
Siadłam z tyłu z Robertem i po kilku minutach zrozumiałam, że popełniłam wielki błąd zgadzając się jechać z nimi. Roger i Robert zaczęli smędzić o dzieciach. Znowu. Kiedy do tych dwóch debili dotrze, że nie mam dziecka? Jimmy powinien uciekać, jak najdalej stąd, bo jeśli oni się nie zamkną to ja go chyba naprawdę zabiję. Trochę zastanawiało mnie, dlaczego Amy nie uwierzyła Robertowi (bo to chyba jasne, że jej powiedział). Z jego nudnych wykładów ogarnęłam, że Amy nienawidzi dzieci i że pewnie mnie wyrzuci ale żebym się nie martwiła bo jak tylko zobaczy Jamesa Juniora (kto do cholery wymyślił, że nazwiemy go James?!) to zmieni zdanie i wszystko będzie dobrze. Oparłam twarz na szybie i słuchałam planów Roberta dotyczących mojego nieistniejącego dziecka. Właściwie to trochę śmieszne, że Robert wierzy że sypiam z Jimmym i się z nim zaręczyłam. On naprawdę był głupi.


(z perspektywy Amy)
Byłam wściekła. Nie miałam pojęcia jak pozbyć się Staffela.
-Tim, babcia Roberta Cię woła, słyszysz? - podjęłam kolejną próbę uwolnienia się od jego obecności, jednak po raz kolejny była ona bezskuteczna
-Wcale nie. Nie jestem głupi, Amy.
-Jesteś. - odparłam patrząc na niego ze złością. Dlaczego oni ciągle muszą mnie pilnować? Robert ostatnio przegina.
-Jeśli będziesz mnie obrażać, i tak tu zostanę - wywróciłam oczami. Nagle drzwi do mojego pokoju zostały gwałtownie otwarte, a do środka wpadł Jimmy
-Staffel, wypierdalaj stąd! - krzyknął i wypchnął Tima na zewnątrz, zanim ten zdążył się zorientować, po czym zamknął drzwi na klucz. Popatrzyłam na niego zaskoczona. Wyglądał na przestraszonego. Podszedł do mnie i wyszeptał
-Amy, musisz mi pomóc.
-Jimmy, o co chodzi?
-O babcię Roberta! Cały czas za mną chodzi i mówi, że jestem szlachetnym młodzieńcem! I mnie prześladuje! Am, ja się boję.
-Ehm, Page, współczuję Ci, ale nie za bardzo wiem w jaki sposób mogłabym Ci pomóc. Ewentualnie możesz schować się pod moim łóżkiem...
-Nie poprostu musisz pomóc mi się przebrać. Wiesz, zrobiłabyś mi makijaż, pożyczyła ciuchy... Do laski chyba nie będzie zarywać. - jego plan wydał mi się nieco dziwny, ale właściwie... czemu by nie?
-OK, podaj mi kosmetyczkę, leży na komodzie.
Jimmy szybko podał mi to o co go prosiłam i usiadł naprzeciwko mnie. Wyciągnąłam podkład. Zerknęłam na bladą twarz chłopaka.
-Eh, Jimmy, musisz mieć taką jasną karnację? - jęknęłam i sięgnęłam po tusz.
Po kilku minutach mój przyjaciel wyglądał... ekhm... bardzo kobieco? Zadowolona z efektu kazałam mu przejżeć się w lustrze
-Am, jesteś najlepsza!- zawołał i rzucił mi się na szyję - cicho jęknęłam - Cholera, przepraszam! Zapomniałem...
-Daj spokój - przerwałam mu - przynajmniej nie zachowujesz się jak Robert - uśmiechnęłam się. Zerknął na mnie pytająco, jednak nie kontynuowałam tematu
-Weź sobie tą białą sukienkę z szafy.
-A masz... emmm... jakiś stanik? - spytał nieco zakłopotany.
-Druga szuflada od dołu - powiedziałam rozbawiona jego wyrazem twarzy. Kiedy zobaczyłam jak nieudolnie wpycha do niego moje skarpetki nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Przyjeciel patrzył na mnie zawstydzony, a ja nie mogłam się opanować. Widok Page'a był bezcenny.
-Wiesz przecież, że muszę się chronić przed babcią Roberta. - popatrzył na mnie z wyrzutem
-Tak, tak, masz rację Jimmy - usiłowałam się nie śmiać - jesteś gotowy, możesz już iść - stwierdziłam zdumna ze swojego dzieła. Chłopak zadowolony z siebie wyszedł z mojego pokoju.


(z perspektywy Jackie)
Robert pchnął drzwi do domu. Od razu wpadła na nas jego babcia.
- Roberciku!!! Kazałeś mi pilnować swoich przyjaciół. Więc ja ci powiem , że James zniknął!! Nie ma go!!! A Amy chodziła po domu!! A miała leżeć!! To dziewuszysko jest bardzo nieodpowiedzialne!! Ona się wykończy!!
Robercik nie słuchał dalej tego co jego babcia miała do powiedzenia na temat zachowania Tima, i tego, że Jimmy nie zjadł zupy, którą specjalnie dla niego zrobiła tylko sobie poszedł i jak ona się o niego martwi. Blondyn pobiegł od razu do pokoju Amy. Niewiele myśląc ruszyłam za nim.
Po drodze minęliśmy Tima który jadł zupę. Amy leżała na łóżku, tak jak ją zostawiliśmy. Ale nie to przykuło moją uwagę. Na krześle leżały jeansy i wielki wełniany kardigan. Od razu go poznałam. Jimmy kiedyś opowiadał mi o tym jak kiedyś zrobił go sobie na drutach. Ale co do cholery ciuchy Page’a robiły w sypialni Amy. Nagle wszystko zaczęło mi się układać w głowie. Jimmy i Amy mają romans. Dlatego na tej imprezie miał taki problem z tą laską. I dlatego mu wszystko wolno. Położyłam się na ziemi, żeby zajrzeć pod łóżko, gdzie spodziewałam się nakryć ukrywającego się bruneta. Ale go tam nie było.
- Eeh… Jackie, co robisz? – zapytała mocno skonfundowana Amy.
- Coś mi spadło. – mruknęłam. Czyli Jimmy lata po domu w samej bieliźnie. Albo jest w szafie. – Amy, mogę pożyczyć szlafrok?
- Jasne. – powiedziała. Otworzyłam szafę, ale Jimmy znalazł sobie bardziej kreatywną kryjówkę. A ja chciałam tylko, żeby Robert znał prawdę.
- Jackie, wszystko ok?
- Tak…
- Amy, możesz mi to wytłumaczyć!!! – wrzasnął Robert.
- Co? – zapytała.
- Babcia powiedziała mi wszystko!!
- Ale co?? – ona naprawdę nic nie rozumiała.
- Miałaś leżeć w łóżku.
- A co robię!!?
- Leżysz. – powiedział Robert.
- Właśnie. Teraz daj mi spokój.
- Ale babcia cię widziała!!
- Pewnie widziała Jimmiego.
- Ty mi próbujesz wmówić, że moja babcia pomyliła cię z Jimmym?
- Tak.
- Jak? Przecież to facet. Wy w ogóle nie jesteście podobni. W dodatku ona go zna. Wie, że to James.
- Twoja babcia jest głupia!!
- Obrażasz moją babcię??
- Tak.
Znowu się kłócą. Masakra. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Nagle przyplątał się do mnie Tim.
- Niezła akcja z tym Jimmym, nie?
- Akcja?? – teraz ja nic nie rozumiałam.
- Chodź na schody – powiedział Tim. Ok. Poszłam za Timem i usłyszałam wrzaski babci Roberta:
- Amy!! Wracaj do łóżka!! Robercik tak się martwi!!! On cię kocha, a ty go tak zwodzisz!!
Co tu się do cholery wyprawia? Amy jest w łóżku i kłóci się z Robertem. Sama widziałam.
- Nie rozumiem. – stwierdziłam.
- No patrz. – powiedział Tim wychylając się przez balustradę. Zrobiłam tak jak on. Od góry zobaczyłam trochę dziwna scenę. Babcia Roberta darła się na …Amy? To znaczy na dziwną, wychudzoną, czarnowłosą postać, w zwiewnej białej sukience.
- Co? – zapytałam nie ogarniając.
- To Jimmy!! – wydarł się podniecony Tim. Babcia Roberta i dziwna postać odwrócili się w naszą stronę.
- Gdzie James!!?? – zapytała – Zupkę mu zrobiłam. To taki nadobny młodzian. Szkoda, że Robert nie jest taki jak on. James na pewno chodzi do kościoła…
- Nie wiem. To ja wracam do łóżka. – powiedziało dziwne stworzenie. I wtedy ogarnęłam, że to naprawdę Jimmy. Tego głosu nie da się pomylić. Chociaż Jimmy starał się mówić dziwnie wysoko to i tak ciągle brzmiał bardzo uspokajająco i słodko. Kilka sekund później chłopak stał na schodach i uśmiechał się zakłopotany.
- Cześć Jackie – powiedział i lekko się zarumienił. Miał zrobiony bardzo mocny makijaż i naprawdę można było go wziąć za kobietę. Poza tym, że nie dość, że był wysoki, to założył jeszcze szpilki w których umiał chodzić lepiej ode mnie. Tim ciągle się śmiał. Właściwie to było dziwne, że Jimmy lata po domu i udaje, że jest Amy. Z nim naprawdę było coś nie tak.
- Jimmy, przez ciebie Amy i Robert znów się kłócą. Idź wszystko wyjaśniaj. – syknęłam. Jimmy skierował się pod zamknięte drzwi pokoju, ale nie wszedł tylko zatrzymał się pod nimi. Z Timem zrobiliśmy to samo. Dalej się kłócili.


- Amy, wiesz, mi chodzi tylko o to, żebyś była wobec mnie szczera. Jeśli rzeczywiście chodziłaś po domu to weź się po prostu przyznaj. Moja babcia wie co widziała. Jeśli nie chcesz być teraz uczciwa, powiedz mi, jak ja do cholery mam ci ufać?
- Naprawdę ja nigdzie się stąd nie ruszałam. To Jimmy.
- Jasne. To się robi już trochę żałosne.
- Ale to nie ja.
- Tylko kto?
- Milion razy ci już mówiłam. Twoja babcia myli mnie z Jimmym.
- Nie. On wyszedł.
- Niee. On gdzieś tu jest.
- Niemożliwe. Babcia twierdzi, że Jimmy nie zjadł zupy. Znam go na tyle dobrze, że wiem iż on nie ominie żadnej okazji żeby zjeść.
- Robert, on zjadł tą cholerną zupę. Albo on sam ci to powie. Jimmy!!!
Chłopak nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Za nim wsunęłam się ja z Timem. Nie da się opisać miny Roberta gdy zobaczył swojego najlepszego przyjaciela do złudzenia przypominającego jego dziewczynę. Amy miała tryumfujący wyraz twarzy, ale poza tym wszystko było takie poważne. Wszystko oprócz Tima. Ten debil naprawdę mógłby przestać się śmiać. Obcas Jimmiego wylądował mu na stopie, i jego śmiech zmienił się w wycie. Jeszcze lepiej. Jimmy wyglądał na mocno zażenowanego. To w końcu przez niego jego najlepsi przyjaciele się pokłócili.
- Jimmy, jak ty mi mogłeś to zrobić? – zapytał Robert. O co mu chodziło? Popatrzyłam pytająco na Amy, ale ona też nie wiedziała. Do bruneta chyba też nie docierało. – Ty wiesz jak ja się z tym wszystkim czuję? Bawiłeś się w księżniczki z kimś innym niż ja! To jest podłe z twojej strony. Nawet nie wiesz jak mnie tym zraniłeś… Wystawiasz naszą przyjaźń na ciężką próbę.
- Przepraszam… - mruknął Jimmy łamiącym się głosem.
- Myślisz, że to teraz coś zmieni? Wbiłeś mi nóż w plecy. Przez ciebie ten głupi samochód utknął w Walii, i dla ciebie po niego tam pojechałem. A ty w tym czasie zdradzasz naszą przyjaźń…
Jimmy z płaczem wybiegł z pokoju.
- Robert, jak mogłeś? – spytała Amy z wyrzutem w głosie.
- Nie widzisz co mi zrobił!?
- On nie ma na sobie nic różowego!! Więc to niemożliwe żeby był księżniczką. Idź go przeproś.
Robert opuścił głowę i też wyszedł z pokoju. Już miałam iść za nim, gdy nagle usłyszałam, że Amy mnie woła. Podeszłam do łóżka.
- Jackie, nie zostawiaj mnie tu samej ze Staffellem. Ja tego psychicznie nie wytrzymam.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz