(z
perspektywy Roberta)
Wróciłem
do domu, było około ósmej rano. Wszedłem przez otwarte drzwi.
Spodziewałem się widoku moich pijanych przyjaciół i
poprzewracaanych mebli, jednak zastałem... moją babcię, która
sprzątała. Kiedy mnie zauważyła, natychmiast podbiegła
-Roberciku!
Gdzie ty się szlajasz po nocach? Nie tak Cię wychowałam!
-Ale
babciu... Byłem u Amy... - nie dokończyłem, bo mi przerwała
-W
nocy? Ty bezwstydniku! Pewnie do Kościoła też nie chodzisz! Nie to
co John! - stwierdziłem, że odpuszczę sobie tłumaczenie, że Amy
to moja dziewczyna i właśnie leży w szpitalu, bo koniecznie
chciałem się dowiedzieć, kim jest John. Spojrzałem na moją
babcię pytającym wzrokiem.
-Bonham!
Nie udawaj, że nie wiesz, to wnuczek mojej przyjaciółki, do której
nawet mówiłeś "ciociu"! Ty wulgarny ignorancie! Wstyd mi
za Ciebie... A John to taki dobry chłopiec... Nawet będzie
księdzem!
-Czyli
przyjechałaś tutaj, tylko po to, żeby porównywać mnie do
jakiegoś Johna? - zapytałem szczerze zdziwiony
-Jak
ty się odzywasz do babci?! Nie, przyjechałam tutaj, aby pomóc Ci
wrócić na dobrą drogę. Albo Ty wyprowadzisz się do mnie, albo ja
zostanę tu. Masz wybór. - byłem przerażony
-Chyba
wolę zostać tutaj... - przeprosiłem w duchu moich współlokatorów
-W
takim razie bierz miotłę i sprzątaj! - zrezygnowany wypełniłem
jej polecenie. Zamiatałem salon przez dłuższą chwilę, kiedy
nagle usłyszałem krzyki mojej babci
-Bezwstydnicy!
Co wy wyprawiacie? Tak bez ślubu? Przy wszystkich? Skandal!
Zaciekawiony
popatrzyłem na kanapę. Aha, według mojej babci Lucy i Roger muszą
mieć ślub, żeby móc się po prostu całować? Nigdy jej nie
zrozumiem...
Lucy
miała to w dupie, jednak Roger bardzo się zawstydził i zaczął...
przepraszać? Dziewczyna chwyciła go za rękę i zdecydowanym
krokiem ruszyła do sypialni Amy.
-A
Ty czemu nie sprzątasz? - naskoczyła na mnie babcia. Modliłem się
w duchu, żeby w najbliższym czasie na dole nie pojawili się Jimmy
i Jackie. Ich nie było. Jednak z sypialni mojego przyjaciela właśnie
wyłonił się Bartosz.
-Robert!!!
Zabierz w tej chwili tą krowę z domu! - wrzaski usłyszał Page i
zbiegł po schodach krzycząc
-Nie
zgadzam się! Tak nie można! On jest częścią rodziny!
Postanowiłem
zostawić ich samych i pobiegłem ostrzec Jackie. Dobrze byłoby
znaleźć też Tima i Vi...
(z
perspektywy Amy)
Nie
mogłam doczekać się powrotu do domu, miałam już naprawdę dość.
Około osiemnastej w końcu pojawił się Jimmy.
-Hej,
jesteś gotowa?
-Od
kiedy tu przyjechałam - popatrzyłam na niego ze złością. Chyba
nie wiedział, o co mi chodzi. W samochodzie sobie porozmawiamy.
-Ok,
to idę po Twój wypis - powiedział i po kilku minutach wrócił. Za
nim weszła jakaś pielęgniarka prowadząca przed sobą... wózek?
No chyba nie. Popatrzyłam na nią z pogardą i chwyciłam kule
stojące obok łóżka i wstałam. Jimmy wziął moją torbę i
poszedł za mną. Pomógł mi wsiąść do auta, jednak cały czas
się do siebie nie odzywaliśmy. Kiedy ruszyliśmy, chłopak nie
wytrzymał.
-Możesz
mi powiedzieć o co Ci chodzi?
-Naprawdę
nie wiesz? Jesteś aż tak głupi? - chłopak sprawiał wrażenie, że
niczego nie rozumie, więc zaczęłam wyjaśniać - jestem w stanie
zrozumieć, że nie potrafisz utrzymać kutasa w spodniach, ale
mógłbyś się kurwa zabezpieczać! Jackie ma 17 lat!
-Amy,
ja naprawdę nie wiem, o czym mówisz...
-O
tym, że Jackie jest z tobą w ciąży! - brunet zjechał na pobocze,
zatrzymał samochód i odwrócił się w moją stronę.
-Am,
nie mam pojęcia co nagadał Ci Robert, ale Jackie nie jest w ciąży.
Nawet z nią nie spałem. Nie jesteśmy razem i nie bierzemy żadnego
ślubu. Udawaliśmy, że jest moją narzeczoną, żeby wzbudzić
litość jakiejś starej pielęgniarki, żeby nas do Ciebie wpuściła.
Później zrobiłem to samo, żeby dali nam pokój w jakimś
zapuszczonym barze. Robert wziął to wszystko na serio. A Jackie nic
do mnie nie czuje... - wyraźnie posmutniał
-James,
czy Ty przypadkiem się nie...
-Jeśli
ktoś się dowie, to nie żyjesz. - przerwał mi. Ok, nie będę
drążyć tematu
-Kurwa,
ale Robert jest głupi. Jak on mógł w to tak po prostu uwierzyć? -
zaczęłam się zastanawiać na głos. Jimmy wyraźnie nad czymś
myślał. Wróciliśmy już na drogę główną i jechaliśmy w
kierunku domu kiedy w końcu się odezwał
-Amy,
mogę zadać Ci jedno pytanie?
-Jasne
- uśmiechnęłam się zachęcająco. Było mi trochę głupio za mój
wcześniejszy wybuch, więc chciałam być dla niego miła
-Dlaczego
Ty właściwie jesteś z Robertem?
-Bo
go kocham - odparłam bez zastanowienia - czasem doprowadza mnie do
szału i mam ochotę go zabić... Ale po prostu go kocham. - brunet
pokiwał głową ze zrozumieniem. Zastanawiałam się, po co zadał
to pytanie. No, dość często wściekałam się na Roberta... Ale
aż tak to widać?
Byłam
zmuszona przerwać moje przemyślenia, bo bylismy już na miejcu.
Kiedy tylko Jimmy zatrzymał się na podjeździe, Robert wybiegł z
domu i podszedł do samochodu. James podał mi kule
-Page,
zgłupiałeś? Przecież ona nie może chodzić! - zdenerwował się
blondyn
-Robert,
daj spokój, nic mi nie jest. - chłopak popatrzył na mnie
krytycznie, podszedł do auta, otworzył drzwi. Zanim zdążyłam
zaprotestować, wziął mnie na ręce i zaniósł do domu. W środku
zobaczyłam kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewałam.
(oczami
Jackie)
Siedziałam
na środku kompletnie zdemolowanej kuchni, na jednym z kilku
pozostałych krzeseł. Zastanawiałam się, jakim cudem Jimmy może
sobie rozpieprzać cały dom mojej kuzynki, a ona od czasu gdy ją
przywiózł jest dla niego podejrzanie miła, a drze się tylko na
Bogu ducha winnego Roberta. Co zresztą mi się nie podobało. Amy
ma szczęście, że ma kogoś takiego. Robert dałby się zabić
gdyby tego chciała. I nie, wcale nie byłam zazdrosna.
Usłyszałam
więcej wrzasków. Znowu. Nagle do kuchni wpadła psychiczna babcia
Roberta. Ciągle nie mogłam pojąć skąd się tu do cholery wzięła.
Nie spiłam się na tej imprezie (postanowiłam, że zmienię się na
lepsze i już mnie nigdzie nie zamkną, a od czegoś trzeba zacząć)
i pamiętam co się działo. Ale jakoś wątku z tą kobietą nie
mogę sobie przypomnieć.
-
Szukam Jamesa! – oświadczyła. Po co jej Jimmy? Kilka sekund
później w drzwiach ukazał się Robert.
-
Na górze! – wydarł się. Kobieta szybko opuściła kuchnię. –
Teren wolny!!
W
kuchni nagle zmaterializował się Jimmy i rzucił się na krzesło
obok mnie.
-
Jackie, jest sprawa… - zaczął Robert – jak jechaliśmy po
Rogera to zostawiliśmy samochód w Walii.
Byłam
beznadziejna z geografii Wielkiej Brytanii, ale coś mi się
wydawało, że festiwal kaszy był nie tam. I że to daleko. Ale to
Robert, on jest inny.
-
Trzeba po niego pojechać, a wyszło, że Amy jest połamana, ja nie
mam prawa jazdy, Jimmy swoje zgubił, Rogerowi zabrali, a Staffella
nie bierzemy ze względu na Lucy. No i tylko ona może prowadzić. I
ty. – kontynuował blondyn – więc, czy mogłabyś z nami
pojechać? Ja wiem, Jimmy prosił, żebym dał ci spokój, bo jesteś
na pewno zmęczona i w szoku po tym areszcie i jeszcze ta ciąża,
ale nic się nie stanie, a on jest po prostu przewrażliwiony, bo to
będzie jego pierwszy dzieciak. – popatrzyłam na Jimmiego, który
teatralnie przewrócił oczyma.
Podniosłam
się z krzesła. Ok, mogę jechać. I tak nie mam co robić.
Poszliśmy
do garażu. Przednie siedzenia samochodu były już zajęte przez
Rogera i Lucy, zbyt zajętych sobą by zauważyć nasze przybycie.
Nooo, Rog wpadł kompletnie.
Siadłam
z tyłu z Robertem i po kilku minutach zrozumiałam, że popełniłam
wielki błąd zgadzając się jechać z nimi. Roger i Robert zaczęli
smędzić o dzieciach. Znowu. Kiedy do tych dwóch debili dotrze, że
nie mam dziecka? Jimmy powinien uciekać, jak najdalej stąd, bo
jeśli oni się nie zamkną to ja go chyba naprawdę zabiję. Trochę
zastanawiało mnie, dlaczego Amy nie uwierzyła Robertowi (bo to
chyba jasne, że jej powiedział). Z jego nudnych wykładów
ogarnęłam, że Amy nienawidzi dzieci i że pewnie mnie wyrzuci ale
żebym się nie martwiła bo jak tylko zobaczy Jamesa Juniora (kto do
cholery wymyślił, że nazwiemy go James?!) to zmieni zdanie i
wszystko będzie dobrze. Oparłam twarz na szybie i słuchałam
planów Roberta dotyczących mojego nieistniejącego dziecka.
Właściwie to trochę śmieszne, że Robert wierzy że sypiam z
Jimmym i się z nim zaręczyłam. On naprawdę był głupi.
(z
perspektywy Amy)
Byłam
wściekła. Nie miałam pojęcia jak pozbyć się Staffela.
-Tim,
babcia Roberta Cię woła, słyszysz? - podjęłam kolejną próbę
uwolnienia się od jego obecności, jednak po raz kolejny była ona
bezskuteczna
-Wcale
nie. Nie jestem głupi, Amy.
-Jesteś.
- odparłam patrząc na niego ze złością. Dlaczego oni ciągle
muszą mnie pilnować? Robert ostatnio przegina.
-Jeśli
będziesz mnie obrażać, i tak tu zostanę - wywróciłam oczami.
Nagle drzwi do mojego pokoju zostały gwałtownie otwarte, a do
środka wpadł Jimmy
-Staffel,
wypierdalaj stąd! - krzyknął i wypchnął Tima na zewnątrz, zanim
ten zdążył się zorientować, po czym zamknął drzwi na klucz.
Popatrzyłam na niego zaskoczona. Wyglądał na przestraszonego.
Podszedł do mnie i wyszeptał
-Amy,
musisz mi pomóc.
-Jimmy,
o co chodzi?
-O
babcię Roberta! Cały czas za mną chodzi i mówi, że jestem
szlachetnym młodzieńcem! I mnie prześladuje! Am, ja się boję.
-Ehm,
Page, współczuję Ci, ale nie za bardzo wiem w jaki sposób
mogłabym Ci pomóc. Ewentualnie możesz schować się pod moim
łóżkiem...
-Nie
poprostu musisz pomóc mi się przebrać. Wiesz, zrobiłabyś mi
makijaż, pożyczyła ciuchy... Do laski chyba nie będzie zarywać.
- jego plan wydał mi się nieco dziwny, ale właściwie... czemu by
nie?
-OK,
podaj mi kosmetyczkę, leży na komodzie.
Jimmy
szybko podał mi to o co go prosiłam i usiadł naprzeciwko mnie.
Wyciągnąłam podkład. Zerknęłam na bladą twarz chłopaka.
-Eh,
Jimmy, musisz mieć taką jasną karnację? - jęknęłam i sięgnęłam
po tusz.
Po
kilku minutach mój przyjaciel wyglądał... ekhm... bardzo kobieco?
Zadowolona z efektu kazałam mu przejżeć się w lustrze
-Am,
jesteś najlepsza!- zawołał i rzucił mi się na szyję - cicho
jęknęłam - Cholera, przepraszam! Zapomniałem...
-Daj
spokój - przerwałam mu - przynajmniej nie zachowujesz się jak
Robert - uśmiechnęłam się. Zerknął na mnie pytająco, jednak
nie kontynuowałam tematu
-Weź
sobie tą białą sukienkę z szafy.
-A
masz... emmm... jakiś stanik? - spytał nieco zakłopotany.
-Druga
szuflada od dołu - powiedziałam rozbawiona jego wyrazem twarzy.
Kiedy zobaczyłam jak nieudolnie wpycha do niego moje skarpetki nie
wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Przyjeciel patrzył na mnie
zawstydzony, a ja nie mogłam się opanować. Widok Page'a był
bezcenny.
-Wiesz
przecież, że muszę się chronić przed babcią Roberta. -
popatrzył na mnie z wyrzutem
-Tak,
tak, masz rację Jimmy - usiłowałam się nie śmiać - jesteś
gotowy, możesz już iść - stwierdziłam zdumna ze swojego dzieła.
Chłopak zadowolony z siebie wyszedł z mojego pokoju.
(z
perspektywy Jackie)
Robert
pchnął drzwi do domu. Od razu wpadła na nas jego babcia.
-
Roberciku!!! Kazałeś mi pilnować swoich przyjaciół. Więc ja ci
powiem , że James zniknął!! Nie ma go!!! A Amy chodziła po domu!!
A miała leżeć!! To dziewuszysko jest bardzo nieodpowiedzialne!!
Ona się wykończy!!
Robercik
nie słuchał dalej tego co jego babcia miała do powiedzenia na
temat zachowania Tima, i tego, że Jimmy nie zjadł zupy, którą
specjalnie dla niego zrobiła tylko sobie poszedł i jak ona się o
niego martwi. Blondyn pobiegł od razu do pokoju Amy. Niewiele myśląc
ruszyłam za nim.
Po
drodze minęliśmy Tima który jadł zupę. Amy leżała na łóżku,
tak jak ją zostawiliśmy. Ale nie to przykuło moją uwagę. Na
krześle leżały jeansy i wielki wełniany kardigan. Od razu go
poznałam. Jimmy kiedyś opowiadał mi o tym jak kiedyś zrobił go
sobie na drutach. Ale co do cholery ciuchy Page’a robiły w
sypialni Amy. Nagle wszystko zaczęło mi się układać w głowie.
Jimmy i Amy mają romans. Dlatego na tej imprezie miał taki problem
z tą laską. I dlatego mu wszystko wolno. Położyłam się na
ziemi, żeby zajrzeć pod łóżko, gdzie spodziewałam się nakryć
ukrywającego się bruneta. Ale go tam nie było.
-
Eeh… Jackie, co robisz? – zapytała mocno skonfundowana Amy.
-
Coś mi spadło. – mruknęłam. Czyli Jimmy lata po domu w samej
bieliźnie. Albo jest w szafie. – Amy, mogę pożyczyć szlafrok?
-
Jasne. – powiedziała. Otworzyłam szafę, ale Jimmy znalazł sobie
bardziej kreatywną kryjówkę. A ja chciałam tylko, żeby Robert
znał prawdę.
-
Jackie, wszystko ok?
-
Tak…
-
Amy, możesz mi to wytłumaczyć!!! – wrzasnął Robert.
-
Co? – zapytała.
-
Babcia powiedziała mi wszystko!!
-
Ale co?? – ona naprawdę nic nie rozumiała.
-
Miałaś leżeć w łóżku.
-
A co robię!!?
-
Leżysz. – powiedział Robert.
-
Właśnie. Teraz daj mi spokój.
-
Ale babcia cię widziała!!
-
Pewnie widziała Jimmiego.
-
Ty mi próbujesz wmówić, że moja babcia pomyliła cię z Jimmym?
-
Tak.
-
Jak? Przecież to facet. Wy w ogóle nie jesteście podobni. W
dodatku ona go zna. Wie, że to James.
-
Twoja babcia jest głupia!!
-
Obrażasz moją babcię??
-
Tak.
Znowu
się kłócą. Masakra. Otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Nagle
przyplątał się do mnie Tim.
-
Niezła akcja z tym Jimmym, nie?
-
Akcja?? – teraz ja nic nie rozumiałam.
-
Chodź na schody – powiedział Tim. Ok. Poszłam za Timem i
usłyszałam wrzaski babci Roberta:
-
Amy!! Wracaj do łóżka!! Robercik tak się martwi!!! On cię kocha,
a ty go tak zwodzisz!!
Co
tu się do cholery wyprawia? Amy jest w łóżku i kłóci się z
Robertem. Sama widziałam.
-
Nie rozumiem. – stwierdziłam.
-
No patrz. – powiedział Tim wychylając się przez balustradę.
Zrobiłam tak jak on. Od góry zobaczyłam trochę dziwna scenę.
Babcia Roberta darła się na …Amy? To znaczy na dziwną,
wychudzoną, czarnowłosą postać, w zwiewnej białej sukience.
-
Co? – zapytałam nie ogarniając.
-
To Jimmy!! – wydarł się podniecony Tim. Babcia Roberta i dziwna
postać odwrócili się w naszą stronę.
-
Gdzie James!!?? – zapytała – Zupkę mu zrobiłam. To taki
nadobny młodzian. Szkoda, że Robert nie jest taki jak on. James na
pewno chodzi do kościoła…
-
Nie wiem. To ja wracam do łóżka. – powiedziało dziwne
stworzenie. I wtedy ogarnęłam, że to naprawdę Jimmy. Tego głosu
nie da się pomylić. Chociaż Jimmy starał się mówić dziwnie
wysoko to i tak ciągle brzmiał bardzo uspokajająco i słodko.
Kilka sekund później chłopak stał na schodach i uśmiechał się
zakłopotany.
-
Cześć Jackie – powiedział i lekko się zarumienił. Miał
zrobiony bardzo mocny makijaż i naprawdę można było go wziąć za
kobietę. Poza tym, że nie dość, że był wysoki, to założył
jeszcze szpilki w których umiał chodzić lepiej ode mnie. Tim
ciągle się śmiał. Właściwie to było dziwne, że Jimmy lata po
domu i udaje, że jest Amy. Z nim naprawdę było coś nie tak.
-
Jimmy, przez ciebie Amy i Robert znów się kłócą. Idź wszystko
wyjaśniaj. – syknęłam. Jimmy skierował się pod zamknięte
drzwi pokoju, ale nie wszedł tylko zatrzymał się pod nimi. Z Timem
zrobiliśmy to samo. Dalej się kłócili.
-
Amy, wiesz, mi chodzi tylko o to, żebyś była wobec mnie szczera.
Jeśli rzeczywiście chodziłaś po domu to weź się po prostu
przyznaj. Moja babcia wie co widziała. Jeśli nie chcesz być teraz
uczciwa, powiedz mi, jak ja do cholery mam ci ufać?
-
Naprawdę ja nigdzie się stąd nie ruszałam. To Jimmy.
-
Jasne. To się robi już trochę żałosne.
-
Ale to nie ja.
-
Tylko kto?
-
Milion razy ci już mówiłam. Twoja babcia myli mnie z Jimmym.
-
Nie. On wyszedł.
-
Niee. On gdzieś tu jest.
-
Niemożliwe. Babcia twierdzi, że Jimmy nie zjadł zupy. Znam go na
tyle dobrze, że wiem iż on nie ominie żadnej okazji żeby zjeść.
-
Robert, on zjadł tą cholerną zupę. Albo on sam ci to powie.
Jimmy!!!
Chłopak
nacisnął klamkę i wszedł do pokoju. Za nim wsunęłam się ja z
Timem. Nie da się opisać miny Roberta gdy zobaczył swojego
najlepszego przyjaciela do złudzenia przypominającego jego
dziewczynę. Amy miała tryumfujący wyraz twarzy, ale poza tym
wszystko było takie poważne. Wszystko oprócz Tima. Ten debil
naprawdę mógłby przestać się śmiać. Obcas Jimmiego wylądował
mu na stopie, i jego śmiech zmienił się w wycie. Jeszcze lepiej.
Jimmy wyglądał na mocno zażenowanego. To w końcu przez niego jego
najlepsi przyjaciele się pokłócili.
-
Jimmy, jak ty mi mogłeś to zrobić? – zapytał Robert. O co mu
chodziło? Popatrzyłam pytająco na Amy, ale ona też nie wiedziała.
Do bruneta chyba też nie docierało. – Ty wiesz jak ja się z tym
wszystkim czuję? Bawiłeś się w księżniczki z kimś innym niż
ja! To jest podłe z twojej strony. Nawet nie wiesz jak mnie tym
zraniłeś… Wystawiasz naszą przyjaźń na ciężką próbę.
-
Przepraszam… - mruknął Jimmy łamiącym się głosem.
-
Myślisz, że to teraz coś zmieni? Wbiłeś mi nóż w plecy. Przez
ciebie ten głupi samochód utknął w Walii, i dla ciebie po niego
tam pojechałem. A ty w tym czasie zdradzasz naszą przyjaźń…
Jimmy
z płaczem wybiegł z pokoju.
-
Robert, jak mogłeś? – spytała Amy z wyrzutem w głosie.
-
Nie widzisz co mi zrobił!?
-
On nie ma na sobie nic różowego!! Więc to niemożliwe żeby był
księżniczką. Idź go przeproś.
Robert
opuścił głowę i też wyszedł z pokoju. Już miałam iść za
nim, gdy nagle usłyszałam, że Amy mnie woła. Podeszłam do łóżka.
-
Jackie, nie zostawiaj mnie tu samej ze Staffellem. Ja tego
psychicznie nie wytrzymam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz