(oczami
Jimmiego)
Chwyciłem
tackę z jedzeniem dla Amy i pobiegłem do jej pokoju. Mam jeszcze
trochę czasu, bo babcia Roberta poszła na jakąś mszę czy coś
takiego. Cholera, czy ta Amy musi jeszcze spać? Musiałem ją
obudzić. Kilkanaście sekund później patrzyła na mnie z
nienawiścią w oczach. Ale jedno spojrzenie na jedzenie wystarczyło,
żeby wybaczyła mi pobudkę.
-
Musisz mi pomóc – stwierdziłem.
-
Nie, dzisiaj to ty mi pomożesz. – odpowiedziała. Popatrzyłem na
nią pytająco.
-
Zauważyłeś coś wczoraj? – zapytała. Wczoraj działo się dużo
rzeczy. Pokręciłem przecząco głową. – Jimmy, wczoraj wszyscy
nas mylili. Więc dziś pójdziesz do schroniska dla kotów odrabiać
moje prace społeczne. Tylko ucharakteryzuję cię trochę lepiej.
-
Ok.
Amy
nałożyła mi dziś naprawdę bardzo dużo tego wszystkiego na
twarz. Wydawał się zadowolona z rezultatu. Z jej szafy udało mi
się wygrzebać uroczą plisowaną spódnicę i koronkową bluzkę. W
tym czasie dziewczyna pouczała mnie co mam robić, a czego mam nie
robić. Szkoda, że na liście nie robić było zabieranie kotów do
domu. Udało mi się w to wszystko przebrać i wtedy Amy pozwoliła
mi zobaczyć się w lustrze. No, muszę przyznać, że byłem bardzo
atrakcyjną dziewczyną. Amy podała mi swoje prawo jazdy i
wytłumaczyła, jak jedzie się do schroniska.
Wyszedłem
z jej pokoju. Na szczęście Roberta nigdzie nie było i nie mógł
się uwalić tego, że wykluczam go z zabawy. Wsiadłem do
szpanerskiego samochodu Amy i pojechałem pod schronisko.
-
Amy!! Fajnie że jesteś!! – zobaczyłem jakiegoś dziwnego gościa
z wystającymi zębami. Cholera. Amy nie mówiła nic o kolesiach z
zębami.
-
Cześć – mruknąłem i wysiadłem. Szpilki to był błąd. Przez
nie był o prawie głowę niższy. Nagle zorientowałem się, że
gościu gapi się na moje nogi. To było okropne. Już nigdy nie
będę się gapić na nogi żadnych dziewczyn. Chłopak przeniósł
zainteresowanie na wypchany skarpetkami stanik. To było jeszcze
bardziej stresujące.
-
Przestań się gapić – syknąłem.
-
Przepraszam, Amy po prostu jesteś bardzo ładna – powiedział i
zrobił się czerwony – Tak ładna, że nie mogę oderwać od
ciebie oczu. Może gdzieś razem wyskoczymy?
Musiałem
wybić mu z głowy pomysły umawiania się ze mną. Nie jestem gejem,
a on skoro zarywa do mnie teraz to też nie jest. Ale nie mogę mu
nic powiedzieć, jestem tu dla Amy, a jak coś powiem to będzie
miała przesrane. Jimmy, pamiętaj!! Jesteś Amy! Co ona by zrobiła??
-
Nie wiem co mój chłopak by na to powiedział. – powiedziałem.
Nie byłem przyzwyczajony do dawania kosza innym facetom biorącym
mnie za kobietę, dlatego ten tekst był taki słaby. Biedny dzieciak
z zębami się mocno speszył. Trochę mi go żal. Nie chcę, żeby
miał złamane serce albo coś w tym stylu.
-
Ale i tak może gdzieś ze mną poszła?? – jego głos uderzył w
bardzo wysoki ton. No proszę, naprawdę mu zależy.
-
Nooo, dobrze. – może jak gdzieś pójdziemy to się zniechęci?
Dziwny człowiek z zębami zrobił tryumfującą minę. Page, w co ty
się do cholery wjebałeś!?
-
Pokażę ci co masz robić – powiedział i chwycił mnie pod rękę.
Chłopak kazał mi się zarejestrować u jakiegoś dziwnego gościa.
A potem zaprowadził do pomieszczenia pełnego kotków. Było ich tam
tak dużo, i były takie biedne, i takie samotne, i smutne, że
poczułem łzy w oczach. Szybko przetarłem oczy dłonią, ale gościu
to zauważył.
-
Coś się dzieje? Masz alergię? – zapytał przerażony.
-
Niee… po prostu to jest takie smutne, że one są takie samotne i
nie mają nikogo na świecie – powiedziałem nieudolnie usiłując
powstrzymać łzy.
-
To może weźmiesz kotka? – zaproponował.
-
Nie.
-
Ale dlaczego? – spytał lekko zawiedzony.
-
Bo mam już Bartka. – ups. Jimmy, debilu!! Jesteś Amy, a krówcia
jest Jimmiego!
-
Bartka? Czy to…czy to…pies? – zapytał drżącym głosem i się
odsunął.
-
Nie. Krowa. Mieszkam z nią.
-
Masz fajne poczucie humoru. – stwierdził i zachichotał – Ale
dlaczego nie chcesz kici?
-
Bo nie mogę. Mieszka ze mną dużo ludzi… ale pomyślę.
-
Ale to takie urocze, że wzruszają cię kicie. Nie tylko śliczna,
ale też masz takie dobre serce…
Postanowiłem
zmienić temat i po chwili naprawdę miło nam się rozmawiało przy
nasypywaniu karmy do misek. Przy okazji dowiedziałem się, że
dziwne dziecię to Freddie i jest z Zanzibaru. Poczułem, że praca w
schronisku może być całkiem przyjemna. No może poza tymi
wszystkimi komentarzami Fredka. Kurwa, on się chyba we mnie
zakochał.
(z
perspektywy Lucy)
Siedziałam
właśnie w kuchni, próbując przygotować obiad. W domu oczywiście
nie było nic jadalnego, więc wysłałam Rogera na zakupy.
Robert
niczego nie gotował, od kiedy rozstał się z Amy. Cały czas
siedział w ogrodzie i rozmawiał z Bartoszem. Było mi go żal, ale
rozumiałam decyzję mojej przyjaciółki.
Zajrzałam
do garnka z gotującą się zupą i zamieszałam, żeby się nie
przypaliła. Wszyscy ostatnio chodzili jacyś tacy przygnębieni,
więc postanowiłam przygotować nalesniki. Wiedziałam, że napewno
nie będą tak dobre, jak te, które przygotowuje Robert, jednak
liczą się chęci, nie?
Nagle
ktoś objął mnie od tyłu. Odwróciłam się. Roggie. Uśmiechnęłam
się, odpowiedział delikatnym pocałunkiem.
-Co
robisz? -zapytał
-Usiłuję
przygotować obiad.
-Pomogę
Ci - zaoferował się blondyn
Zaczęliśmy
razem smarzyć naleśniki. W pewnym momencie Roger sypnął na mnie
mąką. Obróciłam się i rzuciłam w niego jajkiem. Trafiłam.
Zadowolona z siebie też sięgnęłam po mąkę, kiedy trafiło mnie
jajko Roga. To oznaczało wojnę.
Po
kilku minutach cali byliśmy w produktach do naleśników (i udało
nam się kilka usmażyć). Roggie zbliżył się do mnie. Zrobiło
się... romantycznie? Nie, Lucy, co Ty gadasz, jesteście w kuchni
całkowicie uwaleni ciastem do naleśników. Nie ważne.
Zauważyłam
Roberta i gwałtownie odsunęłam się od Rogera. Percy popatrzył na
nas z zazdrością. Widziałam, że był bardzo smutny. Nie mógł
sobie poradzić po rozstaniu z Amy. Popatrzyłam na niego
przepraszającym wzrokiem, jednak nie zwrócił na mnie uwagi i
poszedł na górę.
-Lucy,
dlaczego Amy z nim zerwała?
-To
trudne Roggie, nie zrozumiesz. Ale to była słuszna decyzja.
Blondyn
pokiwał głową ze zrozumieniem.
Dokończyliśmy
naleśniki i zaczęliśmy sprzątać. Zwykle Robert się wszystkim
zajmował...
Do
kuchni właśnie wszedł David. Popatrzyłam na niego wyczekująco.
Podejrzewałam, że czegoś potrzebował.
-Lucy,
jestem głodny. - postawiłam przed nim talerz zupy. Popatrzył na
mnie zaskoczony. Cóż, nigdy nie byłam zbyt miłą siostrą. Ale
teraz zależało mi na wspólnym obiedzie. Wysłałam Rogera po Amy i
Jackie, a sama poszłam po Roberta. Jimmy akutat wszedl do domu i
kiedy tylko poczuł zapach naleśników popędził do kuchni.
Weszłam
po schodach na górę i skierowałam się do sypialni Roberta.
Zapukałam, jednak nie doczekałam się odpowiedzi. Pchnęłam więc
drzwi i weszłam do środka. Chłopak leżał na łóżku i wpatrywał
się w sufit. Usiadłam obok niego.
-Chodź
na dół, zrobiliśmy obiad.
-Nie
jestem głodny. - odburknął
-Daj
spokój, zawsze trzeba zjeść. - przypomniałam mu nasze motto
życiowe. Blondyn niechętnie podniósł się i powoli wstał.
Kiedy
zeszliśmy na dół, wszycy siedzieli już przy stole. Szybko zajęłam
miejce obok Rogera, więc Robertowi pozostało tylko to naprzeciwko
Amy. Niechętnie usiadł.
Spiorunował
dziewczynę spojrzeniem pełnym nienawiści. Amy odpowiedziała mu
tym samym. Nikt się nie odzywał.
Kurwa,
nie tak to miało wyglądać.
następnego
dnia
(oczami
Jimmiego)
Znów
wszedłem do schroniska. W drzwiach przywitał mnie szczęśliwy
Freddie. Od razu zobaczył, że jestem trochę przybity. Trochę to
za mało powiedziane. To moja wina, że związek Amy i Roberta się
rozleciał. Olałem go i poszedłem powiedzieć, że zaczynam pracę.
Sprzątałem sobie w spokoju klatki kotów gdy nagle ten napalony
debil się pojawił.
-
Amy, co się dzieje!? Widzę, że jesteś jakaś smutna…
-
Nieważne.
-
Kochana… Mi możesz powiedzieć wszystko… - jego głos brzmiał
eh? Uwodzicielsko?
-
No dobra, jeśli tak chcesz wiedzieć to rozstałam się z Robertem.
Oczy
chłopaka dziwnie się zaświeciły. Kilka sekund później stałem
oparty o ścianę, a Fred był dosłownie kilkanaście centymetrów
ode mnie, przesuwając dłonią po mojej nodze. Cholera, trzeba to
skończyć. Amy będzie musiała mi wybaczyć.
-
Czyli jesteś już wolna, tak?
-
No tak… ale my nie możemy być razem!
-
Dlaczego?
-
Boo… ja palę! Nałogowo!! Jak komin!!
-
To nie jest problem.
-
I piję. Mam naprawdę duży problem z alkoholem.
-
Nie przeszkadza mi to.
-
Jestem farbowana. Tak naprawdę jestem ruda.
-
Nie dbam o to!
-
Uciekłam z klasztoru!! Tak naprawdę jestem zakonnicą!!
-
Nieważne!
-
Nie mogę mieć dzieci!
-
Słyszałaś kiedyś o adopcji?
-
Mam alergię na koty!!
-
Na pewno można się jakoś odczulić!
-
Nie jestem Amy!
-
Twoje imię nie ma znaczenia!
-
Kurwa, jestem facetem!!
-
Ja cię kocham. To nie jest ważne.
Kurwa!
Kurwa! Kurwa!
-
Dasz sobie kiedyś spokój?
-
Z tymi kotami to było kłamstwo, prawda?
-
Tak…
-
No to nie widzę przeciwskazań dla naszego związku.
-
Gościu, ja ci mówię: Jestem facetem!! Rozumiesz!? FACETEM!!
-
I co z tego? Ja cię kocham. Możesz sobie być facetem.
-
Chwila, czegoś nie rozumiem! Mówię ci że jestem FACETEM, a ty nie
masz z tym żadnego
problemu?
– byłem przerażony. Ale on nie zdawał się tym przejmować.
Chyba wjebałem się w jeszcze większe gówno. Trzeba było nic nie
mówić.
-
Tak właściwie to mnie trochę kręci – stwierdził. – Wiesz,
pobudzasz moja wyobraźnię… zastanawiam się jak wyglądasz bez
tej całej tapety i przebieranki. W ogóle bez ubrań. W łóżku. Ze
mną.
-
Przestań. – właśnie dotarło do mnie jak bardzo mam przesrane. W
dodatku Fred się nie odsuwał. Wręcz przeciwnie. Był coraz bliżej.
I bliżej. Musiałem się wyrwać. Szybko odskoczyłem na bok. Jednak
to że większość życia chodziłem na stepowanie przydało się do
czegoś więcej niż dostania kilku medali. Ale nie przewidziałem
tego, że Freddie rzuci się w stronę drzwi i zamknie je na klucz.
Którego ja nie mam. Jest jeszcze gorzej. Czyli będę zmuszony
biegać po całym pomieszczeniu i uciekać przed napalonym zboczeńcem
gejem. Który właśnie oznajmił mi, że chce iść ze mną do
łóżka. Świetnie.
Freddie
podszedł do mnie. Nie da mi nigdy spokoju. Siadłem zrezygnowany na
ziemi. Jak ma mnie zgwałcić, to proszę bardzo. Jesteśmy zamknięci
w małym pomieszczeniu wypełnionym kotami. Ale chłopak nie próbował
mnie zgwałcić. Siadł obok mnie i objął mnie ramieniem. Raczej w
troskliwy sposób.
-
Eeej, kochanie. Nie smuć się. Ja wiem, że związek między dwoma
facetami to coś trudnego, szczególnie jeśli chodzi o akceptację
ze strony środowiska, znajomych i rodziny. Ale liczy się to
uczucie, które jest między nami. Tylko my. Ale sobie poradzimy.
-
Ale ja nie jestem gejem… - jęknąłem.
-
To dlaczego do cholery przebierasz się za kobietę? Udajesz jakąś
Amy… to jest trochę podejrzane, wiesz? To przedstawia cię jako
dziwnego zboczeńca, który zrobił jej coś złego. – powiedział
i trochę się odsunął - Może powinienem zadzwonić na policję?
Powiedzieć im wszystko?
-
Nie, proszę.
-
A dlaczego? Jeśli jesteś groźny to powinni się tobą zająć. Nie
wiem… może powinni znaleźć ciało tej biedniej dziewczyny?
Powiedzieć jej rodzinie, co się z nią stało? Jesteś typem
psychopaty. Kręci mnie to jeszcze bardziej… ale jeśli jesteś
groźny, to chyba powinieneś być na jakiejś terapii?
-
Przestań…
-
Teraz próbujesz się usprawiedliwić? Nie chcesz siedzieć w
zamknięciu do końca życia?
-
Tutaj nie chodzi o mnie, tylko o Amy. Robię to dla niej. Miała
wypadek, a będzie miała przesrane jak nie zda do następnej klasy.
A chodzenie tutaj to jest warunek. Więc błagam, nikomu nie mów.
-
Jaki facet robi coś takiego? – mruknął smutno Freddie – Chyba
tylko zakochany…
-
Nie. To jest taka jakby siostra.
-
Czyli jej nie kochasz? – zapytał z nutką nadziei w głosie.
-
Nie w ten sposób w jaki to się liczy.
-
Czyli dla nas jest jeszcze szansa? – teraz już brzmiał
euforycznie.
-
Freddie, przestań.
-
Kochanie, jeśli potrzebujesz czasu to w porządku. Ja poczekam.
-
To miło z twojej strony – to faktycznie było miłe, że dawał mi
czas na ‘przemyślenie’ naszego związku. Może mu trochę
przejdzie. Łatwo przyszło, łatwo pójdzie.
Wstałem
i wróciłem do sprzątania. Freddie też się zajął jakimiś
klatkami.
-
Ale nikomu nie powiesz? – upewniłem się.
-
Nic czego nie chcesz, skarbie.
Popatrzyłem
na koty. Nagle w mojej głowie pojawił się po prostu świetny
pomysł.
-
Freddie, mogę zabrać kota? Dla Amy. I jeszcze jednego. Dla Roberta.
Nagle
Fred rzucił mi się na szyję. Może mój pomysł wcale nie był
taki świetny?
-
Jesteś idealny! Najlepszy!! Nie dość, że jesteś taki przystojny
i cudowny, zdolny do poświęceń to jeszcze bierzesz dwa biedne,
bezpańskie kotki!!! Wyjdź za mnie!!
*wieczorem*
Wszedłem
wściekły do domu. Pieprzony Freddie. Przez niego musiałem zahaczyć
o jakiś klub. Nienawidziłem zawodzić przyjaciół, a czułem , że
Am będzie wściekła. No trzeba przyznać, że była trochę
wybuchowa. Obiecałem jej że będę tam chodzić za nią, a tu drugi
dzień i już wpadka. Miałem nadzieję, że Amy już śpi i będę
musiał dopiero jutro tłumaczyć. Jutro, bo Freddie pewnie dziś
zgłosił całą naszą akcję, a jutro pewnie wywalą Amy ze szkoły.
Cholera.
W
salonie zobaczyłem Jackie i Bartosza. Dziewczyna trzymała w ręku
dzbanek z mlekiem. Ciągle była jedyną osobą, która umiała
obsługiwać moją krowę.
-
Dla Amy. – powiedziała. – Chcesz trochę?
-
Nie…
Zorientowałem
się, że dziewczyna się na mnie dziwnie patrzy.
-
Co się stało? – spytałem.
-
Nic, po prostu się rozmazałeś. – powiedziała z lekkim
uśmiechem. – Wiesz, właściwie tak się zastanawiałam, skąd
masz kasę na krowę. Wiem jakie one są trudne w utrzymaniu. A ty
jesteś tak zdesperowany w poszukiwaniu pieniędzy, że łazisz w
damskich ciuchach do schroniska dla kotów. Znaczy wiesz… nie chcę
być jakaś wścibska czy coś, ale z tego co wiem, to ten twój
zespół się rozleciał już trochę czasu temu i Robert mi mówił,
że nie miałeś z tego pieniędzy już od dawna…
Dalej
już jej nie słuchałem. Cholera. Pobiegłem do siebie zostawiając
zaskoczoną dziewczynę w pół zdania. Rzuciłem się na łóżko.
Usiłowałem obliczyć ile czasu mi jeszcze zostało. Kurwa. Kilka
dni. Wbiłem twarz w poduszkę. Ja nie chcę umierać. Mam dopiero
dwadzieścia cztery lata. Całe życie przed sobą. Wszyscy wróżyli
mi karierę i w ogóle, a za kilka dni zginę w wypadku samochodowym,
o ile dobrze pamiętam.
Wiedziałem,
że muszę pożegnać moich przyjaciół. Nie wiem, jakaś imprezka.
Niee, nie mam siły na imprezy. Muszę wyjechać i się schować.
Zostawię im list. Zrozumieją. Zacząłem pisać, ale to nie miało
sensu. Jak wszystko. Bo co mam napisać? Że jestem idiotą więc
muszę uciec? Wepchałem list do kieszeni i wróciłem do łóżka.
Postanowiłem funkcjonować normalnie. Ale spróbuj żyć normalnie
ze świadomością, że zaraz umrzesz. Wpatrywałem się tępo w
sufit. Debil, debil, debil. Spróbowałem sobie wyobrazić moich
przyjaciół po mojej śmierci. Amy będzie udawać, że nic się nie
stało, ale wiem, że będzie bardzo cierpieć. Nie mogę tego zrobić
własnej siostrze. Virgin, moja druga siostra. Ona też nie powinna
przeze mnie płakać. To samo z Robertem. To mój najlepszy
przyjaciel. Albo Lucy. I David. Kurwa. Nawet tego frajera Tima nie
chcę krzywdzić. I jeszcze Jackie. Przez chwilę zastanawiałem się,
czy nie napisać, co do niej czuję, ale to zły pomysł. Gdy Am i
Rob byli w szpitalu, strasznie było jej z tym ciężko. Nawet nie
chcę myśleć, jak by się z tym czuła.
Znów
poczułem łzy na policzkach. Sięgnąłem po butelkę z wódką
którą trzymam pod łóżkiem. Teraz mam już tylko jeden cel.
Schlać się do nieprzytomności. Wtedy nie będę o tym wszystkim
myśleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz