piątek, 25 grudnia 2015

Rozdział 13

(z perspektywy Amy)
Do sali właśnie wszedł Robert. Cieszyłam się, że go widzę.
-Robert! Jimmy nie ma raka! - zawołałam z uśmiechem. Robert momentalnie zbladł. O co chodzi?
-Amy... Ty bredzisz... Źle się czujesz? Połóż się. Cholera, to wszystko moja wina... Kochanie, przepraszam... - chwycił mnie za rękę - proszę, nie odchodź jeszcze...
-Yyyyy? Robert, oragnij dupę! Mówię prawdę.
-Skąd możesz to wiedzieć? - nadal patrzył na mnie ze strachem w oczach. Dlaczego wszyscy myślą, że zaraz umrę?
-Virgin wczoraj u mnie była. On wcale nie jest chory. Powiedziała tak jego szefowi, bo nie przychodził do pracy, a nie chciała, żeby go zwolnili, a tylko rak przyszedł jej do głowy.
-Amy! Tak strasznie się cieszę! - przytulił mnie. Cicho jęknęłam. Cóż, jednak połamane żebra dają o sobie znać.
-Cholera, przepraszam! - popatrzyłam na Roberta i zaczęłam się śmiać. Był taki uroczy i zabawny, jak tak się tym wszystkim przejmował. Patrzył na mnie zdziwiony.
-A może teraz powiesz mi, gdzie wczoraj byliście?
-To trochę długa historia... - zaczął. Po jakiejś godzinie mniej więcej wiedziałam co się wydarzyło przez ostatni dzień. Robert opowiedział mi o więzieniu, festiwalu kaszy, Timie i Rogerze.
-I zapomniałbym o najważniejszym! Jackie jest w ciąży. - popatrzyłam na niego z przerażeniem.
-Jak to Jackie JEST W CIĄŻY?! - nie, nie, błagam, niech to będzie jeden z debilnych żartów Roberta. Chłopak uważnie mi się przyjżał
-Naprawdę chcesz, żebym Ci wytłumaczył skąd się biorą dzieci? - ehmmmm...
-Nie, z kim ona do cholery jest w ciąży?
-Z Jimmym. I się pobierają. Już się nie mogę doczekać, jak będę się bawił z James'em Juniorem... - zdawał się być zachwycony tą wizją
-Robert, Jackie nie mieszka w Londynie, po wakacjach wraca do domu.
-Amy... Przecież pobierają się z Jimmym. Na pewno tutaj zostanie.
-Ale nie w moim domu! Zamieszkają u Page'a! W moim domu nie będzie żadnych małych bachorów! - byłam wściekła, nienawidziłam dzieci. Robert najwyraźniej nie przejął się specjalnie moim wybuchem i zaczął opowiadać mi, jak będzie wyglądał pokój potomka Page'a... Po kilku minutach zasnęłam.


(oczyma Jackie)
- Jack, jakaś koleżanka do ciebie! – głos Jima wyrwał mnie z półsnu. – Całkiem ładna.
Amy! Jimmy jednak się z nimi skontaktował? Krishno! Jest już zdrowa. Podniosłam wzrok. Przed celą stał Roger.
- Cześć. Przyszedłeś się pożegnać? – zapytałam. Robiłam wszystko, żeby Roggie nie zorientował się jak bardzo chce mi się płakać. I nie chodził o to, że za jakiś tydzień mam rozprawę, której wynik jest jasny. Ani to, że w Stanach zapuszkują mnie na resztę mojego usranego życia. Albo odeślą na farmę. Chodziło mi o to, że pokłóciłam się z tym downem, Jimmym. Nie było teraz dla mnie ważne, że naprawdę go polubiłam. Ważne było to, że ten idiota był gotowy na wszystko, żeby mnie stąd wyciągnąć. Sprzedałby swoją śledzionę, gdyby to coś dało. A teraz mnie nienawidzi. A ja nawet nie mogę go przeprosić.
Zostałam zaprowadzona do stołu widzeń. Przykuli mnie do krzesła. Roger siedział naprzeciwko mnie.
- Nie pozwolę, żeby cię deportowali. Nigdy.
- Już tu jeden taki był. – rzucił Morrison obojętnie. – Ale sobie poszedł. Tak działa urok osobisty naszej słodkiej Jackie. A szkoda, że jej nie zabrał. Wpieprzyła moje całe quaaludes.
- Zamknij się, Jim.
- Potrzebujemy pieniędzy. - Kontynuował Roger, nie wzruszony zachowaniem Jima. Może Page go uprzedził o moim dziwnym przyjacielu. – A ja wiem jak je zdobyć.
- Dawaj.
- Stypendium Briana. Możemy je ukraść. On i tak je marnuje na jakieś podręczniki i kursy.
Nie możemy ukraść stypendium. Brian jest mądry, należą mu się te pieniądze. I wykorzystuje je na wyższy cel. Mnie i tak prędzej czy później znów udupią.
- Nie. A właściwie skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? – próbowałam odwrócić rozmowę na inny tor.
- Jimmy po mnie przyjechał. W dodatku mam to. – To Jimmy i Rog się znają? Chłopak wyciągnął z torby gazetę.
Dwóch amerykanów złapanych na zażywaniu substancji psychoaktywnych. Siedemnastoletnia dziewczyna będzie sądzona jak dorosła. Jej dwudziestotrzyletni partner bierze całą winę na siebie…
Nawet w gazecie o nas piszą. Świetnie. Nagle Roggie zainteresował się telewizją, oglądaną przez strażników.
- Co się dzieje? – zapytałam.
- Cicho!! Podsumowanie festiwalu kaszy!!!
Skupiłam całą uwagę na tym, co mówiła prezenterka.
-… w najważniejszej naszej konkurencji, główną nagrodę zgarnął nasz rekordzista, który zwykle startował w kategorii juniorów , w tym roku po raz pierwszy w kategorii seniorów, pan Roger Meddows-Taylor. Nagrodę pieniężną może odebrać w każdym brytyjskim banku…
- Tak!! Wygrałem!! Znowu!! – Roger poderwał się z krzesła i zaczął taniec radości. Chwycił mnie za rękę i szarpnął do góry. Popatrzył na kajdanki. Uśmiechnęłam się zażenowana.
- Gdzie jest najbliższy bank!? – wrzasnął Roggie.
- Naprzeciwko.
Chłopak wypadł z więzienia. Strażnik podszedł do mnie z kluczykami. Gdy przeprowadzał mnie z powrotem do celi powrócił Roger. Wbiegł w strażnika.
- Mam pieniądze! Uwalniam ją! – wrzasnął chłopak, rzucając pieniędzmi w strażnika.
Wszyscy popatrzyliśmy na niego jak na debila.
- Eeeh…?
- Wypuśćcie ją! Tak to się robi, prawda? Płaci się.
Strażnik zachichotał. Złapał mnie za ręce i skuł mi je za plecami. Roger pozbierał swoje pieniądze, a strażnik zaprowadził nas do jakiegoś pokoju. Za biurkiem siedział spasiony facet.
- Chcą zapłacić karę.
Podałam wszystkie moje dane, a Roger bez mrugnięcia okiem oddał mu prawie wszystkie pieniądze.
- Tylko pamiętaj. Zakaz opuszczania kraju do rozprawy.
Facet otworzył sejf i wyciągnął moją torebkę.
- Do widzenia. – powiedział facet. Wyszliśmy z aresztu. Roger ściągnął kurtkę i położył mi ją na ramionach. Aż tak się trzęsłam? Na chwiejących się nogach dotarłam do kabrioletu. Miał tylko dwa miejsca z przodu i dziwny fotelobagażnik z tyłu. Na miejscu kierowcy siedział nie znany mi chłopak, obok niego Lucy, a z tyłu wiercił się Jimmy.
- Wyciągnęłem Jackie – zawył Roger.
Wszyscy pasażerowie popatrzyli w naszym kierunku. Lucy podniosła się z fotela i chyba próbowała przejść do tyłu, ale Jimmy ją powstrzymał.
- Nie uważacie, że Jackie powinna siedzieć tutaj? Nie widzicie? Jest w szoku. Będzie jej chyba wygodniej…
- Jest w szoku więc powinna siedzieć z tyłu. Ty zostań tutaj.
- Dlaczego? – zapytała dziewczyna z desperacją z głosem.
- Bo tak. – uciął chłopak.
Lucy olała jego uwagi i wskoczyła na tylnie siedzenie. Roger rzucił się na przednie siedzenie. Za to Jimmy udawał, że mnie nie widzi. Świetnie. Czyli ma focha. Dupa.
Do samochodu były tylko przednie drzwi, a ja byłam tak bardzo zmęczona, że nie mogłam sama dostać do środka i skończyło się na tym, że Jimmy musiał przestać się obrażać i wciągnąć mnie do środka. Oczywiście wylądowałam na nim w trochę dziwnej pozycji. Zanim zdążyłam się podnieść kierowca ruszył i musiałam leżeć na kolanach Jimmiego do czasu aż samochód nie zatrzymał się na światłach.
W końcu udało mi się siąść między Luc i Jimmym. Siedzieliśmy wszyscy w krępującej ciszy. Jimmy był chyba na mnie ciągle zły za akcję sprzed kilku dni. Lucy wyraźnie nie lubiła kierowcy, a Roger był chyba trochę skrępowany, zresztą mnie to nie zdziwiło, prawie nikogo nie znał i pewnie czuł, że sytuacja zarówno między mną a Jimmym, jak i Lucy a kierowcą była napięta. No super. Chciałam jakoś zacząć rozmowę, ale kompletnie nic nie przychodziło mi do głowy, a nie chciałam gadać bez sensu na temat pogody czy jakiś innych pierdów.
- Jackie, chciałem ci pogratulować. – powiedział Roger. Udało mu się przerwać krępującą ciszę.
- Co?
- No… będziesz miała dziecko. – powiedział Roggie ze słodkim uśmiechem.
- Co!?
- No…ten… Robert tak mówił. Że bierzesz ślub i będziesz miała dziecko. Dlatego ta decyzja o ślubie jest taka szybka. Żeby nie mieć nieślubnych dzieci i żeby się wychowywało w pełnej rodzinie.
Pogrzebałam w pamięci, ale nie uprawiałam seksu naprawdę długo. Więc jakim cudem niby jestem w ciąży?
- Nie słuchaj go. – mruknął Jimmy, który nawet nie chciał uczciwie na mnie popatrzeć kiedy do mnie mówił.
- Ale dlaczego? Przecież to twoje dziecko i ty się z nią żenisz!
- Co!?
Jimmy złapał mnie za ręce, jednak po chwili puścił. Popatrzył na mnie smutnymi oczami.
- Pamiętasz co powiedziałaś, gdy chcieliśmy dostać się do Amy. – pokiwałam głową – Robert wziął to na poważnie. A jak byliśmy w Walii, to musiałem zadzwonić. Więc powiedziałem, że mam narzeczoną w ciąży. Robert skojarzył fakty i wszystkim rozpowiada, że będziemy mieć dziecko.
Wydęłam usta.
- Przepraszam. – powiedział Jimmy ze łzami w oczach. – Wiem, że nic między nami nie było. Ale po prostu nie umiałem powstrzymać Roberta…on tak bardzo kocha dzieci. To było dla niego jak spełnienie wszystkich marzeń. Tłumaczyłem mu to tyle razy, ale do niego po prostu nic nie dociera. Jest mi tak przykro, że wszyscy mają cię teraz za puszczalską nastolatkę, wiem że tak nie jest…i ty nigdy nic do mnie nie czułaś… więc mam nadzieję, że historie Roberta nie wpłyną na twoją przyszłość…
Jimmy mógłby smędzić tak bez końca. I to mi było cholernie przykro. Jimmy usiłował sprawić, żebym nie gniewała się na jego najlepszego przyjaciela, ale zdawałam sobie sprawę, że nie byłam grzeczna.
- To ja cię przepraszam. Za wszystko. – powiedziałam łamiącym się głosem. – I dziękuje wam, że po mnie przyjechaliście. Roggie, oddam ci wszystkie pieniądze…
- Nie musisz… - powiedział Roger .
- Rog, mam cię zawieźć do domu czy gdzie? – zapytał kierowca.
- Jadę do was!! – wydarł się blondi, ogłuszając mnie.
Jechaliśmy dalej. Jimmy i Roger zaczęli nawijać jeden przez drugiego, a kierowca usiłował poderwać Lucy (z marnym skutkiem). Strasznie chciało mi się spać, więc po prostu oparłam głowę na ramieniu Jimmiego. Nawet nie wiem dlaczego, ale droga minęła mi naprawdę szybko.
Wysiedliśmy z samochodu. Tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Przeprosiłam wszystkich i poszłam do siebie. Postanowiłam wszystko odespać.


(oczami Rogera)
Wszystko zaczęło się dziać tak bardzo, bardzo szybko. Kilka godzin temu siedziałem na festiwalu kaszy, a teraz życie wszystkich powraca do normy. Na stole lądowało coraz więcej butelek z alkoholem. Nie powiem, jest co świętować. Jimmy jest zdrowy, a Jackie na wolności. To znaczy ma rozprawę, ale kto by się teraz martwił? I przy okazji poznałem piękną dziewczynę. Na początku myślałem, że jest zajęta, ale chyba ten debil Tim to dla niej coś takiego jak Bri dla mnie. Chyba powinienem był do Brianka zadzwonić, ale raczej się cieszył, że mnie nie ma. Będzie mógł się w spokoju pouczyć. Słodka Lucy zeszła po schodach, znosząc ze sobą pokaźną kolekcję płyt. Wyczuwam ostrą imprezę. Jimmy porozlewał Danielsa do szklanek. Chwyciłem za jedną, a wolną ręką objąłem Lucy i skierowałem się na kanapę.
- Pijemy za Jamesa Juniora! – krzyknąłem unosząc szklankę.
Virgin popatrzyła na mnie jak na debila, po czym przeniosła spojrzenie na zakłopotanego Jimmiego. Chłopak wbił wzrok w ziemię.
- Jimmy, masz mi coś do powiedzenia? – zapytała, takim tonem, jakby była jego matką.
- Nie. – stwierdził.
Widać było na twarzy Virgin, że za wszelką cenę chce wyciągnąć z Jimmiego prawdę. Ja tam bym się na jego miejscu cieszył, a nie udawał, że nic nie wiem.
Jednak coś sprawiło, że Vi oderwała oczy od zakłopotanego bruneta. Jackie. Widocznie się nie znały. Amerykanka kompletnie olała nas wszystkich i wzięła szklankę. Podniosłem się z kanapy i wyrwałem jej alkohol.
- Eeej! To moje! Masz swoją! Oddawaj!!
- Jackie! To może zaszkodzić dziecku! Myśl o tym co robisz.
Dziewczyna popatrzyła na mnie z nienawiścią i wyciągnęła papierosa.
- Jesteś niepoważna! – wydarłem się – Tego też ci nie wolno!
Jackie zaczęła na mnie warczeć, a ja w tym czasie zaciągnąłem się jej papierosem. Może teraz się na mnie poobraża, ale jak już zostanie matką, to będzie mi wdzięczna, że James Junior jest zdrowy i żywy. Byłem zdania, że to Jimmy powinien interweniować w takich sytuacjach, w końcu to jego dziecko. Dziewczyna chyba w końcu zrozumiała, jak powinna się zachowywać. Znów postanowiłem skupić się na siedzącej obok mnie Lucy. Ale się nie dało. Tim uwiesił się nad nami i dyszał mi do ucha. To było dziwne. Po drugiej stronie pokoju Jackie tłumaczyła coś Jimmiemu, a Virgin patrzyła na nich z przerażeniem w oczach.
-…Jimmy, to wszystko twoja wina. Tego chyba się już nie da odkręcić, nie?
- Przepraszam. – powiedział chłopak.
- James, chcesz powiedzieć, że zrobiłeś jej dziecko!? – wtrąciła Vi.
- Nie!
- Nie jestem głupia. Przecież słyszę. Powinieneś wreszcie wziąć odpowiedzialność za to co wyprawiasz. I dobrze wiesz o co mi chodzi. Masz wrócić do pracy i utrzymywać ją i dziecko! Nie interesują mnie żadne wymówki…
- Ale my nie mamy dziecka. Ja naprawdę chciałbym mieć dziecko. Ale nie mam! Dajcie sobie spokój! Robert coś wymyślił!
Jasne. Oczywiście. Tłumacz się. Gdyby nie miał dziecka to nikt by tak nie mówił. A wszyscy mówią.
Jimmy podał Jackie swoją szklankę z Danielsem, którą od razu opróżniła.
- To co tu się do cholery dzieje? – chciała wiedzieć Vi.
- Nic.
Obiecałem sobie nie zwracać już uwagi na tamtych pojebusów i skoncentrować się na Lucy. Ale spróbuj wyrwać dziewczynę gdy jej zazdrosny przyjaciel zaczyna łazić dookoła waszej kanapy i dziwnie podskakiwać i wrzeszczeć gdy tylko przysuniecie się do siebie na odległość mniejszą niż jakieś pół metra. Wkurzyłem się i sięgnąłem po butelkę. Nalałem sobie trochę więcej niż przepisowe trzy palce i zacząłem pić.
Cholera. Nagle drzwi do domu się otworzyły i stanął w nich… japierdoletonaprawdeniedziejesienaprawdekurwanajlepszywykurwistyzajebistybluesowyobożetrzymajciemniezzarazzemdlejeszkodażeBrituniemagitarzysta Eric Clapton. Nie był sam. Wśród jego towarzyszy rozpoznałem Jacka Bruce’a. Poza tym stało z nimi kilka dziewczyn wyglądających na dziwki. Zastanawiałem się jakim cudem zajebiści członkowie zajebistego Creamu znaleźli się w domu kuzynki Jackie. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Cała burdelowa grupka otoczyła Jimmiego. Gdy poszedł dzwonić zapewne dzwonił do nich. Nie rozumiałem dlaczego. Ale zorientowałem się, że ten debil Staffell gapi się na basistę Creamu i w tym czasie zdążyłem przysunąć się do Lucy.
(oczami Jimmiego)
Ok, dzwoniłem po Erica. Ale nie prosiłem go, żeby brał ze sobą moje byłe. Nooo, trudno je w ogóle nazwać byłymi. Jeden, czy dwa razy nic nie znaczą. W dodatku miałem szansę zbliżyć się do Jackie, a wygląda na to, że ta impreza będzie zakończeniem wszystkiego. Nie dość, że chyba ostatnia moja partnerka której imienia za cholerę nie mogę sobie przypomnieć wydawała się dość …ehh?? napalona, to jeszcze Rihdes była za bardzo zainteresowana moimi kolegami. Mogłem ich nie zapraszać. Głupi Jimmy. Chyba się napiję.
Po kilku głębszych zorientowałem się, że Jackie i Bruce zniknęli. No zajebiście, po prostu. Nie będzie posuwał prawie mojej dziewczyny w prawie moim domu. Pierdoleni basiści. Postanowiłem ich znaleźć i sprawdzić co robią. Ominąłem zdzirę której imienia ciągle nie pamiętałem i poszedłem w kierunku mojego pokoju. Świetnie po prostu. Ale serio, nie mogli sobie wybrać innego miejsca, niż moje łóżko? Tyle dobrze, że tylko palili. W dodatku ten debil Bruce gasił skręty w moją pościel.
Wyszedłem z pokoju i powróciłem do salonu gdzie robiło się coraz ciekawiej.
David stał na stole w kusych majtach i tańczył bardzo erotyczny taniec ku zachwycie kilku młodych, nieznanych mi facetów. Davie gejem? Całkiem ciekawe. Na kanapie Lucy i Roger byli w stanie o którym Tim marzył od może zawsze. Sam Tim leżał nieprzytomny na podłodze obok. Nagle jakieś jabłko uderzyło mnie w głowę. Odwróciłem głowę w stronę z której nadleciał owoc. Eric. On też był pijany.
- Jimmmmmy!!! Nadooobny chłopięęęęciiiuuuu!! Przyjjjjjjaaacielu mójjjjj!!! Przyyytul sięęę!!
Podszedłem do Slowhanda, który złapał mnie za rękę i pociągnął w dół. Wylądowałem mu na kolanach. To było trochę dziwne. A potem zrobiło się trochę dziwniej. Znaczy mój przyjaciel zaczął rozpinać moją koszulę. Czy ja jestem na jakimś gej-party? To moja impreza, więc ja decyduje co tu się dzieje. A jedynymi osobami które zdawały się nie mieć gejowskich zamiarów byli Roger i Lucy. I może Która powinna raczej pilnować brata. Żeby żaden z podejrzanych gejów go nie zgwałcił. Choć Davie wydawał się całkiem chętny. I to mnie troszkę przerażało. W ogóle cała ta impreza była przerażająca. Nagle poczułem palce Erica na szyi. Próbowałem się wyrwać, ale trzymał mnie mocno. Kurwa, kurwa, kurwa. Przecież on nie jest gejem. Ja też nie. Kurwa!! Będę miał malinkę!!! Od Erica!!! Niee!!! Po raz kolejny szarpnąłem się ale pijani ludzie robią się dziwnie silni. Chyba nie wyrwę się do końca imprezy. Postanowiłem więc odkleić choć usta bluesmana od mojego biednego policzka. Ale się nie dało. Gdy straciłem już nadzieję na ratunek do salonu weszła Virgin. Od razu zauważyła jak miotam się w objęciach Erica i podeszła.
- Ratuj Virgin!! – wydarłem się. Dziewczyna nie znęcała się nade mną i pomogła mi uciec z macek Slowhanda. Skrzywiłem się z obrzydzeniem. Miałem zaślinione z pół twarzy i szyi. Podszedłem do lustra. Cholerne malinki.
- Jimmy, ogarnij tą imprezę. – rozkazała Vi. Była dla mnie jak siostra. Irytująca młodsza siostra. Ale wiedziałem, że miała rację. W dodatku nie demolowaliśmy mojego domu. Wiedziałem, że Robert się wpieprzy. Amy wpieprzy się jeszcze bardziej. Po raz pierwszy tej nocy zacząłem myśleć o konsekwencjach mojej imprezki. To było dla mnie jasne, że Amy mnie stąd wypieprzy. Postanowiłem zapanować nad wszystkim. Zacząłem od Tima. Znaczy od odciągania podpitych gejów którzy go otaczali.
- Eeej, ttteż chcesz się pppodppisaćć? – zapytał jeden z nich, podając mi moją ulubioną szminkę. Kurde, wydałem na nią dużo pieniędzy, tylko po to, żeby księżniczka Jimmy miał lepszą od Percy. Skierowałem spojrzenie na Tima. Leżał sobie prawie nago na środku salonu, prawie cały opisany moją szminką tekstami w stylu „Joe tu był”. Właściwie, czemu by się nie podpisać?
Nagle David spadł ze stołu i doczołgał się do mnie.
- Jimzzzz… zróbmyyyy raazeem taaanieec!!!
Jestem mistrzem stołowych tańców. Kocham je. Chwyciłem pod ramię pijanego Davida i razem dostaliśmy się na stół. Niestety, cizia której imienia ciągle nie pamiętałem wspięła się za nami. David znów rozpoczął erotyczny taniec i jak to było do przewidzenia od razu spadł w ramiona jakiegoś geja i rozpoczął z nim długi, namiętny pocałunek.
Ja za to dostałem się w macki tej głupiej zdziry.
- James, ta ostatnia noc była cudowna – wyszeptała mi do ucha – powtórzmy to… teraz. Pragnę cię, rozumiesz? Jestem tylko twoja…
- Puścisz mnie? – zapytałem.
- Nie żartuj sobie, kochany…. Wiem, że mnie kochasz
Powiedziała i przyssała się do mnie. I akurat ten moment Jackie musiała sobie wybrać na powrót do salonu. Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami. Udało mi się odepchnąć zdzirkę i zejść ze stołu. Podbiegłem do Rihdes i Bruce’a, ale dziewczyna kompletnie mnie olała i położyła dłoń na biodrze swojego towarzysza.
- Bruce, chodźmy do sypialni. – powiedziała. Chłopak był tak pijany, że chyba kompletnie nie dotarło do niego, że najcudowniejsza dziewczyna właśnie próbuje zaciągnąć go do łóżka.
- Kraaaa – odpowiedział jej bardzo rzeczowo.
- Więc idę sama. – oświadczyła.
- Odprowadzę cię – powiedziałem.
- Nie, dzięki. Sama sobie poradzę. Idź lepiej do swojej dziewczyny. – stwierdziła wywracając oczyma na to głupie stworzenie uwieszone mojego ramienia.
- To nie jest moja dziewczyna!! Ja nawet nie wiem jak ona ma na imię!!
- Jak to nie pamiętasz mojego imienia!!! James!! – wydarła się dziweczka.
- No po prostu zapomniałem – stwierdziłem. Po chwili rozcierałem bolący policzek. No ale przynajmniej miałem już tą sukę z głowy. Jackie zachichotała i wyszła z pomieszczenia. No o niej już chyba też powinienem zapomnieć. Ta perspektywa była tak okropna, że po prostu musiałem się napić. Po kilku shotach było o wiele lepiej.
Poczułem rękę na ramieniu. Przetarłem zamglone oczy. Virgin?
- Jimmy, miałeś na wszystkim zapanować, a nie upijać się. Ci idioci wyrzucili telewizor Amy. Masz przesrane.
- Ojjjj, Vii przzessttań truć mi duupę – jęknąłem.
Dziewczyna klękła i jej twarz znalazła się na moim poziomie. Zamknąłem oczy.
- Boże, jak ty wyglądasz. Idź do łóżka.
Chwyciłem za szafkę i spróbowałem się podnieść. Ale się nie udało. Moje ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa. Nagle zrobiłem się bardzo senny. Oparłem głowę o ścianę.
Virgin ciągle coś do mnie mówiła. Jej dłoń wylądowała na moim łokciu. Dziewczyna pomogła mi wstać i praktycznie zaciągnęła mnie w stronę mojego pokoju. Lekko pchnęła mnie na łóżko.
- Jesteś idiotą. – stwierdziła.

- Wiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz