(z
perspektywy Amy)
Do
sali właśnie wszedł Robert. Cieszyłam się, że go widzę.
-Robert!
Jimmy nie ma raka! - zawołałam z uśmiechem. Robert momentalnie
zbladł. O co chodzi?
-Amy...
Ty bredzisz... Źle się czujesz? Połóż się. Cholera, to wszystko
moja wina... Kochanie, przepraszam... - chwycił mnie za rękę -
proszę, nie odchodź jeszcze...
-Yyyyy?
Robert, oragnij dupę! Mówię prawdę.
-Skąd
możesz to wiedzieć? - nadal patrzył na mnie ze strachem w oczach.
Dlaczego wszyscy myślą, że zaraz umrę?
-Virgin
wczoraj u mnie była. On wcale nie jest chory. Powiedziała tak jego
szefowi, bo nie przychodził do pracy, a nie chciała, żeby go
zwolnili, a tylko rak przyszedł jej do głowy.
-Amy!
Tak strasznie się cieszę! - przytulił mnie. Cicho jęknęłam.
Cóż, jednak połamane żebra dają o sobie znać.
-Cholera,
przepraszam! - popatrzyłam na Roberta i zaczęłam się śmiać. Był
taki uroczy i zabawny, jak tak się tym wszystkim przejmował.
Patrzył na mnie zdziwiony.
-A
może teraz powiesz mi, gdzie wczoraj byliście?
-To
trochę długa historia... - zaczął. Po jakiejś godzinie mniej
więcej wiedziałam co się wydarzyło przez ostatni dzień. Robert
opowiedział mi o więzieniu, festiwalu kaszy, Timie i Rogerze.
-I
zapomniałbym o najważniejszym! Jackie jest w ciąży. - popatrzyłam
na niego z przerażeniem.
-Jak
to Jackie JEST W CIĄŻY?! - nie, nie, błagam, niech to będzie
jeden z debilnych żartów Roberta. Chłopak uważnie mi się
przyjżał
-Naprawdę
chcesz, żebym Ci wytłumaczył skąd się biorą dzieci? - ehmmmm...
-Nie,
z kim ona do cholery jest w ciąży?
-Z
Jimmym. I się pobierają. Już się nie mogę doczekać, jak będę
się bawił z James'em Juniorem... - zdawał się być zachwycony tą
wizją
-Robert,
Jackie nie mieszka w Londynie, po wakacjach wraca do domu.
-Amy...
Przecież pobierają się z Jimmym. Na pewno tutaj zostanie.
-Ale
nie w moim domu! Zamieszkają u Page'a! W moim domu nie będzie
żadnych małych bachorów! - byłam wściekła, nienawidziłam
dzieci. Robert najwyraźniej nie przejął się specjalnie moim
wybuchem i zaczął opowiadać mi, jak będzie wyglądał pokój
potomka Page'a... Po kilku minutach zasnęłam.
(oczyma
Jackie)
-
Jack, jakaś koleżanka do ciebie! – głos Jima wyrwał mnie z
półsnu. – Całkiem ładna.
Amy!
Jimmy jednak się z nimi skontaktował? Krishno! Jest już zdrowa.
Podniosłam wzrok. Przed celą stał Roger.
-
Cześć. Przyszedłeś się pożegnać? – zapytałam. Robiłam
wszystko, żeby Roggie nie zorientował się jak bardzo chce mi się
płakać. I nie chodził o to, że za jakiś tydzień mam rozprawę,
której wynik jest jasny. Ani to, że w Stanach zapuszkują mnie na
resztę mojego usranego życia. Albo odeślą na farmę. Chodziło mi
o to, że pokłóciłam się z tym downem, Jimmym. Nie było teraz
dla mnie ważne, że naprawdę go polubiłam. Ważne było to, że
ten idiota był gotowy na wszystko, żeby mnie stąd wyciągnąć.
Sprzedałby swoją śledzionę, gdyby to coś dało. A teraz mnie
nienawidzi. A ja nawet nie mogę go przeprosić.
Zostałam
zaprowadzona do stołu widzeń. Przykuli mnie do krzesła. Roger
siedział naprzeciwko mnie.
-
Nie pozwolę, żeby cię deportowali. Nigdy.
-
Już tu jeden taki był. – rzucił Morrison obojętnie. – Ale
sobie poszedł. Tak działa urok osobisty naszej słodkiej Jackie. A
szkoda, że jej nie zabrał. Wpieprzyła moje całe quaaludes.
-
Zamknij się, Jim.
-
Potrzebujemy pieniędzy. - Kontynuował Roger, nie wzruszony
zachowaniem Jima. Może Page go uprzedził o moim dziwnym
przyjacielu. – A ja wiem jak je zdobyć.
-
Dawaj.
-
Stypendium Briana. Możemy je ukraść. On i tak je marnuje na jakieś
podręczniki i kursy.
Nie
możemy ukraść stypendium. Brian jest mądry, należą mu się te
pieniądze. I wykorzystuje je na wyższy cel. Mnie i tak prędzej czy
później znów udupią.
-
Nie. A właściwie skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? –
próbowałam odwrócić rozmowę na inny tor.
-
Jimmy po mnie przyjechał. W dodatku mam to. – To Jimmy i Rog się
znają? Chłopak wyciągnął z torby gazetę.
Dwóch
amerykanów złapanych na zażywaniu substancji psychoaktywnych.
Siedemnastoletnia dziewczyna będzie sądzona jak dorosła. Jej
dwudziestotrzyletni partner bierze całą winę na siebie…
Nawet
w gazecie o nas piszą. Świetnie. Nagle Roggie zainteresował się
telewizją, oglądaną przez strażników.
-
Co się dzieje? – zapytałam.
-
Cicho!! Podsumowanie festiwalu kaszy!!!
Skupiłam
całą uwagę na tym, co mówiła prezenterka.
-…
w najważniejszej naszej konkurencji, główną nagrodę zgarnął
nasz rekordzista, który zwykle startował w kategorii juniorów , w
tym roku po raz pierwszy w kategorii seniorów, pan Roger
Meddows-Taylor. Nagrodę pieniężną może odebrać w każdym
brytyjskim banku…
-
Tak!! Wygrałem!! Znowu!! – Roger poderwał się z krzesła i
zaczął taniec radości. Chwycił mnie za rękę i szarpnął do
góry. Popatrzył na kajdanki. Uśmiechnęłam się zażenowana.
-
Gdzie jest najbliższy bank!? – wrzasnął Roggie.
-
Naprzeciwko.
Chłopak
wypadł z więzienia. Strażnik podszedł do mnie z kluczykami. Gdy
przeprowadzał mnie z powrotem do celi powrócił Roger. Wbiegł w
strażnika.
-
Mam pieniądze! Uwalniam ją! – wrzasnął chłopak, rzucając
pieniędzmi w strażnika.
Wszyscy
popatrzyliśmy na niego jak na debila.
-
Eeeh…?
-
Wypuśćcie ją! Tak to się robi, prawda? Płaci się.
Strażnik
zachichotał. Złapał mnie za ręce i skuł mi je za plecami. Roger
pozbierał swoje pieniądze, a strażnik zaprowadził nas do jakiegoś
pokoju. Za biurkiem siedział spasiony facet.
-
Chcą zapłacić karę.
Podałam
wszystkie moje dane, a Roger bez mrugnięcia okiem oddał mu prawie
wszystkie pieniądze.
-
Tylko pamiętaj. Zakaz opuszczania kraju do rozprawy.
Facet
otworzył sejf i wyciągnął moją torebkę.
-
Do widzenia. – powiedział facet. Wyszliśmy z aresztu. Roger
ściągnął kurtkę i położył mi ją na ramionach. Aż tak się
trzęsłam? Na chwiejących się nogach dotarłam do kabrioletu. Miał
tylko dwa miejsca z przodu i dziwny fotelobagażnik z tyłu. Na
miejscu kierowcy siedział nie znany mi chłopak, obok niego Lucy, a
z tyłu wiercił się Jimmy.
-
Wyciągnęłem Jackie – zawył Roger.
Wszyscy
pasażerowie popatrzyli w naszym kierunku. Lucy podniosła się z
fotela i chyba próbowała przejść do tyłu, ale Jimmy ją
powstrzymał.
-
Nie uważacie, że Jackie powinna siedzieć tutaj? Nie widzicie? Jest
w szoku. Będzie jej chyba wygodniej…
-
Jest w szoku więc powinna siedzieć z tyłu. Ty zostań tutaj.
-
Dlaczego? – zapytała dziewczyna z desperacją z głosem.
-
Bo tak. – uciął chłopak.
Lucy
olała jego uwagi i wskoczyła na tylnie siedzenie. Roger rzucił się
na przednie siedzenie. Za to Jimmy udawał, że mnie nie widzi.
Świetnie. Czyli ma focha. Dupa.
Do
samochodu były tylko przednie drzwi, a ja byłam tak bardzo
zmęczona, że nie mogłam sama dostać do środka i skończyło się
na tym, że Jimmy musiał przestać się obrażać i wciągnąć mnie
do środka. Oczywiście wylądowałam na nim w trochę dziwnej
pozycji. Zanim zdążyłam się podnieść kierowca ruszył i
musiałam leżeć na kolanach Jimmiego do czasu aż samochód nie
zatrzymał się na światłach.
W
końcu udało mi się siąść między Luc i Jimmym. Siedzieliśmy
wszyscy w krępującej ciszy. Jimmy był chyba na mnie ciągle zły
za akcję sprzed kilku dni. Lucy wyraźnie nie lubiła kierowcy, a
Roger był chyba trochę skrępowany, zresztą mnie to nie zdziwiło,
prawie nikogo nie znał i pewnie czuł, że sytuacja zarówno między
mną a Jimmym, jak i Lucy a kierowcą była napięta. No super.
Chciałam jakoś zacząć rozmowę, ale kompletnie nic nie
przychodziło mi do głowy, a nie chciałam gadać bez sensu na temat
pogody czy jakiś innych pierdów.
-
Jackie, chciałem ci pogratulować. – powiedział Roger. Udało mu
się przerwać krępującą ciszę.
-
Co?
-
No… będziesz miała dziecko. – powiedział Roggie ze słodkim
uśmiechem.
-
Co!?
-
No…ten… Robert tak mówił. Że bierzesz ślub i będziesz miała
dziecko. Dlatego ta decyzja o ślubie jest taka szybka. Żeby nie
mieć nieślubnych dzieci i żeby się wychowywało w pełnej
rodzinie.
Pogrzebałam
w pamięci, ale nie uprawiałam seksu naprawdę długo. Więc jakim
cudem niby jestem w ciąży?
-
Nie słuchaj go. – mruknął Jimmy, który nawet nie chciał
uczciwie na mnie popatrzeć kiedy do mnie mówił.
-
Ale dlaczego? Przecież to twoje dziecko i ty się z nią żenisz!
-
Co!?
Jimmy
złapał mnie za ręce, jednak po chwili puścił. Popatrzył na mnie
smutnymi oczami.
-
Pamiętasz co powiedziałaś, gdy chcieliśmy dostać się do Amy. –
pokiwałam głową – Robert wziął to na poważnie. A jak byliśmy
w Walii, to musiałem zadzwonić. Więc powiedziałem, że mam
narzeczoną w ciąży. Robert skojarzył fakty i wszystkim
rozpowiada, że będziemy mieć dziecko.
Wydęłam
usta.
-
Przepraszam. – powiedział Jimmy ze łzami w oczach. – Wiem, że
nic między nami nie było. Ale po prostu nie umiałem powstrzymać
Roberta…on tak bardzo kocha dzieci. To było dla niego jak
spełnienie wszystkich marzeń. Tłumaczyłem mu to tyle razy, ale do
niego po prostu nic nie dociera. Jest mi tak przykro, że wszyscy
mają cię teraz za puszczalską nastolatkę, wiem że tak nie jest…i
ty nigdy nic do mnie nie czułaś… więc mam nadzieję, że
historie Roberta nie wpłyną na twoją przyszłość…
Jimmy
mógłby smędzić tak bez końca. I to mi było cholernie przykro.
Jimmy usiłował sprawić, żebym nie gniewała się na jego
najlepszego przyjaciela, ale zdawałam sobie sprawę, że nie byłam
grzeczna.
-
To ja cię przepraszam. Za wszystko. – powiedziałam łamiącym się
głosem. – I dziękuje wam, że po mnie przyjechaliście. Roggie,
oddam ci wszystkie pieniądze…
-
Nie musisz… - powiedział Roger .
-
Rog, mam cię zawieźć do domu czy gdzie? – zapytał kierowca.
-
Jadę do was!! – wydarł się blondi, ogłuszając mnie.
Jechaliśmy
dalej. Jimmy i Roger zaczęli nawijać jeden przez drugiego, a
kierowca usiłował poderwać Lucy (z marnym skutkiem). Strasznie
chciało mi się spać, więc po prostu oparłam głowę na ramieniu
Jimmiego. Nawet nie wiem dlaczego, ale droga minęła mi naprawdę
szybko.
Wysiedliśmy
z samochodu. Tego wszystkiego było dla mnie za dużo. Przeprosiłam
wszystkich i poszłam do siebie. Postanowiłam wszystko odespać.
(oczami
Rogera)
Wszystko
zaczęło się dziać tak bardzo, bardzo szybko. Kilka godzin temu
siedziałem na festiwalu kaszy, a teraz życie wszystkich powraca do
normy. Na stole lądowało coraz więcej butelek z alkoholem. Nie
powiem, jest co świętować. Jimmy jest zdrowy, a Jackie na
wolności. To znaczy ma rozprawę, ale kto by się teraz martwił? I
przy okazji poznałem piękną dziewczynę. Na początku myślałem,
że jest zajęta, ale chyba ten debil Tim to dla niej coś takiego
jak Bri dla mnie. Chyba powinienem był do Brianka zadzwonić, ale
raczej się cieszył, że mnie nie ma. Będzie mógł się w spokoju
pouczyć. Słodka Lucy zeszła po schodach, znosząc ze sobą pokaźną
kolekcję płyt. Wyczuwam ostrą imprezę. Jimmy porozlewał Danielsa
do szklanek. Chwyciłem za jedną, a wolną ręką objąłem Lucy i
skierowałem się na kanapę.
-
Pijemy za Jamesa Juniora! – krzyknąłem unosząc szklankę.
Virgin
popatrzyła na mnie jak na debila, po czym przeniosła spojrzenie na
zakłopotanego Jimmiego. Chłopak wbił wzrok w ziemię.
-
Jimmy, masz mi coś do powiedzenia? – zapytała, takim tonem, jakby
była jego matką.
-
Nie. – stwierdził.
Widać
było na twarzy Virgin, że za wszelką cenę chce wyciągnąć z
Jimmiego prawdę. Ja tam bym się na jego miejscu cieszył, a nie
udawał, że nic nie wiem.
Jednak
coś sprawiło, że Vi oderwała oczy od zakłopotanego bruneta.
Jackie. Widocznie się nie znały. Amerykanka kompletnie olała nas
wszystkich i wzięła szklankę. Podniosłem się z kanapy i wyrwałem
jej alkohol.
-
Eeej! To moje! Masz swoją! Oddawaj!!
-
Jackie! To może zaszkodzić dziecku! Myśl o tym co robisz.
Dziewczyna
popatrzyła na mnie z nienawiścią i wyciągnęła papierosa.
-
Jesteś niepoważna! – wydarłem się – Tego też ci nie wolno!
Jackie
zaczęła na mnie warczeć, a ja w tym czasie zaciągnąłem się jej
papierosem. Może teraz się na mnie poobraża, ale jak już zostanie
matką, to będzie mi wdzięczna, że James Junior jest zdrowy i
żywy. Byłem zdania, że to Jimmy powinien interweniować w takich
sytuacjach, w końcu to jego dziecko. Dziewczyna chyba w końcu
zrozumiała, jak powinna się zachowywać. Znów postanowiłem skupić
się na siedzącej obok mnie Lucy. Ale się nie dało. Tim uwiesił
się nad nami i dyszał mi do ucha. To było dziwne. Po drugiej
stronie pokoju Jackie tłumaczyła coś Jimmiemu, a Virgin patrzyła
na nich z przerażeniem w oczach.
-…Jimmy,
to wszystko twoja wina. Tego chyba się już nie da odkręcić, nie?
-
Przepraszam. – powiedział chłopak.
-
James, chcesz powiedzieć, że zrobiłeś jej dziecko!? – wtrąciła
Vi.
-
Nie!
-
Nie jestem głupia. Przecież słyszę. Powinieneś wreszcie wziąć
odpowiedzialność za to co wyprawiasz. I dobrze wiesz o co mi
chodzi. Masz wrócić do pracy i utrzymywać ją i dziecko! Nie
interesują mnie żadne wymówki…
-
Ale my nie mamy dziecka. Ja naprawdę chciałbym mieć dziecko. Ale
nie mam! Dajcie sobie spokój! Robert coś wymyślił!
Jasne.
Oczywiście. Tłumacz się. Gdyby nie miał dziecka to nikt by tak
nie mówił. A wszyscy mówią.
Jimmy
podał Jackie swoją szklankę z Danielsem, którą od razu
opróżniła.
-
To co tu się do cholery dzieje? – chciała wiedzieć Vi.
-
Nic.
Obiecałem
sobie nie zwracać już uwagi na tamtych pojebusów i skoncentrować
się na Lucy. Ale spróbuj wyrwać dziewczynę gdy jej zazdrosny
przyjaciel zaczyna łazić dookoła waszej kanapy i dziwnie
podskakiwać i wrzeszczeć gdy tylko przysuniecie się do siebie na
odległość mniejszą niż jakieś pół metra. Wkurzyłem się i
sięgnąłem po butelkę. Nalałem sobie trochę więcej niż
przepisowe trzy palce i zacząłem pić.
Cholera.
Nagle drzwi do domu się otworzyły i stanął w nich…
japierdoletonaprawdeniedziejesienaprawdekurwanajlepszywykurwistyzajebistybluesowyobożetrzymajciemniezzarazzemdlejeszkodażeBrituniemagitarzysta
Eric Clapton. Nie był sam. Wśród jego towarzyszy rozpoznałem
Jacka Bruce’a. Poza tym stało z nimi kilka dziewczyn wyglądających
na dziwki. Zastanawiałem się jakim cudem zajebiści członkowie
zajebistego Creamu znaleźli się w domu kuzynki Jackie. Na odpowiedź
nie trzeba było długo czekać. Cała burdelowa grupka otoczyła
Jimmiego. Gdy poszedł dzwonić zapewne dzwonił do nich. Nie
rozumiałem dlaczego. Ale zorientowałem się, że ten debil Staffell
gapi się na basistę Creamu i w tym czasie zdążyłem przysunąć
się do Lucy.
(oczami
Jimmiego)
Ok,
dzwoniłem po Erica. Ale nie prosiłem go, żeby brał ze sobą moje
byłe. Nooo, trudno je w ogóle nazwać byłymi. Jeden, czy dwa razy
nic nie znaczą. W dodatku miałem szansę zbliżyć się do Jackie,
a wygląda na to, że ta impreza będzie zakończeniem wszystkiego.
Nie dość, że chyba ostatnia moja partnerka której imienia za
cholerę nie mogę sobie przypomnieć wydawała się dość …ehh??
napalona, to jeszcze Rihdes była za bardzo zainteresowana moimi
kolegami. Mogłem ich nie zapraszać. Głupi Jimmy. Chyba się
napiję.
Po
kilku głębszych zorientowałem się, że Jackie i Bruce zniknęli.
No zajebiście, po prostu. Nie będzie posuwał prawie mojej
dziewczyny w prawie moim domu. Pierdoleni basiści. Postanowiłem ich
znaleźć i sprawdzić co robią. Ominąłem zdzirę której imienia
ciągle nie pamiętałem i poszedłem w kierunku mojego pokoju.
Świetnie po prostu. Ale serio, nie mogli sobie wybrać innego
miejsca, niż moje łóżko? Tyle dobrze, że tylko palili. W dodatku
ten debil Bruce gasił skręty w moją pościel.
Wyszedłem
z pokoju i powróciłem do salonu gdzie robiło się coraz ciekawiej.
David
stał na stole w kusych majtach i tańczył bardzo erotyczny taniec
ku zachwycie kilku młodych, nieznanych mi facetów. Davie gejem?
Całkiem ciekawe. Na kanapie Lucy i Roger byli w stanie o którym Tim
marzył od może zawsze. Sam Tim leżał nieprzytomny na podłodze
obok. Nagle jakieś jabłko uderzyło mnie w głowę. Odwróciłem
głowę w stronę z której nadleciał owoc. Eric. On też był
pijany.
-
Jimmmmmy!!! Nadooobny chłopięęęęciiiuuuu!! Przyjjjjjjaaacielu
mójjjjj!!! Przyyytul sięęę!!
Podszedłem
do Slowhanda, który złapał mnie za rękę i pociągnął w dół.
Wylądowałem mu na kolanach. To było trochę dziwne. A potem
zrobiło się trochę dziwniej. Znaczy mój przyjaciel zaczął
rozpinać moją koszulę. Czy ja jestem na jakimś gej-party? To moja
impreza, więc ja decyduje co tu się dzieje. A jedynymi osobami
które zdawały się nie mieć gejowskich zamiarów byli Roger i
Lucy. I może Która powinna raczej pilnować brata. Żeby żaden z
podejrzanych gejów go nie zgwałcił. Choć Davie wydawał się
całkiem chętny. I to mnie troszkę przerażało. W ogóle cała ta
impreza była przerażająca. Nagle poczułem palce Erica na szyi.
Próbowałem się wyrwać, ale trzymał mnie mocno. Kurwa, kurwa,
kurwa. Przecież on nie jest gejem. Ja też nie. Kurwa!! Będę miał
malinkę!!! Od Erica!!! Niee!!! Po raz kolejny szarpnąłem się ale
pijani ludzie robią się dziwnie silni. Chyba nie wyrwę się do
końca imprezy. Postanowiłem więc odkleić choć usta bluesmana od
mojego biednego policzka. Ale się nie dało. Gdy straciłem już
nadzieję na ratunek do salonu weszła Virgin. Od razu zauważyła
jak miotam się w objęciach Erica i podeszła.
-
Ratuj Virgin!! – wydarłem się. Dziewczyna nie znęcała się nade
mną i pomogła mi uciec z macek Slowhanda. Skrzywiłem się z
obrzydzeniem. Miałem zaślinione z pół twarzy i szyi. Podszedłem
do lustra. Cholerne malinki.
-
Jimmy, ogarnij tą imprezę. – rozkazała Vi. Była dla mnie jak
siostra. Irytująca młodsza siostra. Ale wiedziałem, że miała
rację. W dodatku nie demolowaliśmy mojego domu. Wiedziałem, że
Robert się wpieprzy. Amy wpieprzy się jeszcze bardziej. Po raz
pierwszy tej nocy zacząłem myśleć o konsekwencjach mojej
imprezki. To było dla mnie jasne, że Amy mnie stąd wypieprzy.
Postanowiłem zapanować nad wszystkim. Zacząłem od Tima. Znaczy od
odciągania podpitych gejów którzy go otaczali.
-
Eeej, ttteż chcesz się pppodppisaćć? – zapytał jeden z nich,
podając mi moją ulubioną szminkę. Kurde, wydałem na nią dużo
pieniędzy, tylko po to, żeby księżniczka Jimmy miał lepszą od
Percy. Skierowałem spojrzenie na Tima. Leżał sobie prawie nago na
środku salonu, prawie cały opisany moją szminką tekstami w stylu
„Joe tu był”. Właściwie, czemu by się nie podpisać?
Nagle
David spadł ze stołu i doczołgał się do mnie.
-
Jimzzzz… zróbmyyyy raazeem taaanieec!!!
Jestem
mistrzem stołowych tańców. Kocham je. Chwyciłem pod ramię
pijanego Davida i razem dostaliśmy się na stół. Niestety, cizia
której imienia ciągle nie pamiętałem wspięła się za nami.
David znów rozpoczął erotyczny taniec i jak to było do
przewidzenia od razu spadł w ramiona jakiegoś geja i rozpoczął z
nim długi, namiętny pocałunek.
Ja
za to dostałem się w macki tej głupiej zdziry.
-
James, ta ostatnia noc była cudowna – wyszeptała mi do ucha –
powtórzmy to… teraz. Pragnę cię, rozumiesz? Jestem tylko twoja…
-
Puścisz mnie? – zapytałem.
-
Nie żartuj sobie, kochany…. Wiem, że mnie kochasz
Powiedziała
i przyssała się do mnie. I akurat ten moment Jackie musiała sobie
wybrać na powrót do salonu. Popatrzyła na mnie szeroko otwartymi
oczami. Udało mi się odepchnąć zdzirkę i zejść ze stołu.
Podbiegłem do Rihdes i Bruce’a, ale dziewczyna kompletnie mnie
olała i położyła dłoń na biodrze swojego towarzysza.
-
Bruce, chodźmy do sypialni. – powiedziała. Chłopak był tak
pijany, że chyba kompletnie nie dotarło do niego, że
najcudowniejsza dziewczyna właśnie próbuje zaciągnąć go do
łóżka.
-
Kraaaa – odpowiedział jej bardzo rzeczowo.
-
Więc idę sama. – oświadczyła.
-
Odprowadzę cię – powiedziałem.
-
Nie, dzięki. Sama sobie poradzę. Idź lepiej do swojej dziewczyny.
– stwierdziła wywracając oczyma na to głupie stworzenie
uwieszone mojego ramienia.
-
To nie jest moja dziewczyna!! Ja nawet nie wiem jak ona ma na imię!!
-
Jak to nie pamiętasz mojego imienia!!! James!! – wydarła się
dziweczka.
-
No po prostu zapomniałem – stwierdziłem. Po chwili rozcierałem
bolący policzek. No ale przynajmniej miałem już tą sukę z głowy.
Jackie zachichotała i wyszła z pomieszczenia. No o niej już chyba
też powinienem zapomnieć. Ta perspektywa była tak okropna, że po
prostu musiałem się napić. Po kilku shotach było o wiele lepiej.
Poczułem
rękę na ramieniu. Przetarłem zamglone oczy. Virgin?
-
Jimmy, miałeś na wszystkim zapanować, a nie upijać się. Ci
idioci wyrzucili telewizor Amy. Masz przesrane.
-
Ojjjj, Vii przzessttań truć mi duupę – jęknąłem.
Dziewczyna
klękła i jej twarz znalazła się na moim poziomie. Zamknąłem
oczy.
-
Boże, jak ty wyglądasz. Idź do łóżka.
Chwyciłem
za szafkę i spróbowałem się podnieść. Ale się nie udało. Moje
ręce i nogi odmawiały posłuszeństwa. Nagle zrobiłem się bardzo
senny. Oparłem głowę o ścianę.
Virgin
ciągle coś do mnie mówiła. Jej dłoń wylądowała na moim
łokciu. Dziewczyna pomogła mi wstać i praktycznie zaciągnęła
mnie w stronę mojego pokoju. Lekko pchnęła mnie na łóżko.
-
Jesteś idiotą. – stwierdziła.
-
Wiem.