(z
perspektywy Amy)
Zamrugałam.
Nic się nie zmieniło. Zamknęłam oczy i po kilku sekundach je
otworzyłam. Niestety. Wszystko wyglądało tak samo jak wcześniej.
Westchnęłam. Czyli jednak nie był to zły sen... To działo się
naprawdę. Stałam przed drzwiami znienawidzonego budnyku. Mojej
szkoły. To miejsce powracało do mnie w nocnych koszmarach. Nie
mogłam uwierzyć w to, że przyszłam tutaj z własnej woli. Wzięłam
kilka głębokich wdechów aby się uspokoić, po czym sięgnęłam
do klamki. Wciąż miałam nadzieję, że może będzie zamknięte,
że nie będę mogła tam wejść... Jednak ku mojemu rozczarowaniu
drzwi ustąpiły i bez problemu mogłam wejść do środka, co z
niechącią zrobiłam. Kiedy byłam już na szkolnym korytarzu
zastanawiałam się, czy nie lepiej znaleźć jakąś pracę, zamiast
poprawiać fizykę u tej psychopatki. Może jakoś dalibyśmy sobie
radę bez pieniędzy mojego ojca...? Te myśli nie dawały mi
spokoju, kiedy podążałam w kierunku pokoju nauczycielskiego.
Wiedziałam, że będzie tam na mnie czekać. Stanęłam przed
wspomnianym pomieszczeniem i zapukałam. Kiedy usłyszałam kroki,
chciałam jak najszybciej ztąd uciec, jednak drzwi się otworzyły,
a w środku stała moja znienawidzona nauczycielka. Wiedziałam, że
muszę zachować zimną krew.
-Dzień
dobry. - powiedziałam opanowanym głosem. Nie mogłam jej okazać
swojej słabości, nie mogła wiedzieć, że to spotkanie kosztuje
mnie tyle nerwów.
-Witaj
Amy. - zaskrzeczała swoim koszmarnym głosem niczym jakaś ropucha.
Za jakie grzechy muszę tu teraz być? Spokojnie, Amy, dasz radę.
-Przyszłam
tutaj, ponieważ chciałabym poprawić moją ocenę z fizyki. Bardzo
zależy mi na tym, aby przejść do następnej klasy, dlatego mam
nadzieję, że wyznaczy mi pani termin poprawki. - gówno prawda, w
przyszłym roku też nie będę chodzić na połowę lekcji, bo
zupełnie mi na tym nie zależy... Ale cóż, potrzebowałam
pieniędzy od ojca.
-No,
no, nie spodziewałam się Ciebie tutaj... - niebezpiecznie się do
mnie zbliżała. Zaczęłam więc cofać się do pokoju. - Nie
sądziłam, że zależy Ci na ocenach. - wysyczała - Ale skoro jest
inaczej... - byłam przerażona, nie miałam jak uciec - będziesz
musiała mi to udowodnić - wyszeptała... uwodzicielskim (?!) głosem
- Zrobisz coś dla mnie...
-Dzień
dobry! - zostałam uratowana! Przez drzwi właśnie wszedł dyrektor.
Myśl, Amy, myśl, teraz masz szansę...
-Rozumiem,
miała pani na myśli prace społeczne! - udawałam entuzjazm.
Mężczyzna
spojrzał na mnie pytająco. W zasadzie jest w porządku, zwykle
przymyka oko na moją frekwencję. To jeden z niewielu ludzi, którzy
pracują w tej szkole, których po prostu lubię. Fizyczka wyglądała
na wściekłą, ale przy dyrektorze nie mogła nic zrobić.
-Tak
Amy, masz odpracować 50 godzin w schronisku dla kotów.
-Świetny
pomysł - wtrącił się facet - powinno Ci się to spodobać Amy -
wręczył mi ulotkę
-A
termin poprawki masz 20 sierpnia. Możesz już iść - powiedziała
ta znienawidzona przeze mnie psychopatka, usiłując opanować
wściekłość.
Pożegnałam
się, wyszłam z tego koszmarnego pomieszczenia, po czym puściłam
się biegiem w kierunku wyjścia. Biegnąc przez ulicę, w kierunku
domu, pocieszałam się świadomością, że przez najbliższe dwa
miesiące tutaj nie wrócę.
***
-Gdzie
idziesz? - zapytał Robert, kiedy ubierałam buty. No tak, przecież
o niczym mu nie powiedziałam. Kiedy tylko wróciłam ze szkoły
przebrałam się i poszłam pojeździć, żeby odreagować. Spotkanie
z tą kobietą zawsze kosztowało mnie mnóstwo nerwów, zawsze
unikałam jej jak mogłam. Kiedy wróciłam, nikogo nie było, więc
po prostu poszłam spać.
-Do
schroniska dla kotów - odpowiedziałam. Chłopak wyglądał na
zaskoczonego
-Po
co? Będziemy mieli kota? - no cóż, po wczorajszym zakupie
Jimmiego, można się było spodziewać wszystkiego
-Nie,
muszę tam odpracować 50 godzin - westchnęłam wznosząc oczy do
nieba
-Mogę
iść z Tobą?
-Nie.
- nie miałam ochoty ciągać go tam ze sobą. Zależało mi... na
dobrym pierwszym wrażeniu? Powiedzmy.
-Czemu?
-Bo...
ktoś przecież musi ugotować obiad! - Krzyknęłam i wybiegłam z
domu. Zadowolona z siebie wyciągnęłam z kieszeni ulotkę, którą
dał mi dyrektor. Miałam kawałek, ale zdecydowałam, że się
przejdę. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy na mojej drodze
stanął David. Nie byłam zachwycona, ponieważ brat mojej
przyjaciółki nie należał do inteligentnych... No i jego ostatnia
wizyta była dosyć dziwna. Do teraz nie mam pojecia, o co wtedy mu
chodziło.
-Hej
Amy, wiesz, że Tim jest opętany? - no dobra, dziwny początek
rozmowy, nawet jak na niego
-Yyyyy...
Aha? A czemu tak sądzisz?
-Lucy
mu się podoba! Rozumiesz? - chwycił mnie za ramiona - Lucy! Jemu
się podoba moja siostra!
-Ja
pierdolę... - wyminęłam go, jednak przed chwilą znowu pojawił
się przede mną
-Dlaczego
mi nie wierzysz?
-Bo
jesteś idiotą.
-Wcale
nie. Dlaczego tak sądzisz?
-Kurwa,
David, idź i sprawdź czy nie ma cię w domu!
Odwrócił
się i poszedł. Z kim ja się zadaję?
Mniej
więcej po półgodzinie byłam na miejscu. Weszłam do dość dużego
budynku. Był w całkiem dobrym stanie, jeśli porównało się go z
innymi schroniskami. Byłam nieco zagubiona i niespecjalnie
wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Postanowiłam
poszukać jakichś ludzi. Ruszyłam więc przed siebie korytarzem.
Zauważyłam otwarte drzwi, kiedy koło nich przechodziłam, coś z
nich wypadło i przewróciło mnie na ziemię, kiedy oszołomiona się
podniosłam, okazało się, że to "coś" to dziwnie
wyglądający chłopak z wielkimi zębami.
-Hej,
jestem Freddie - uśmiechnął się, pomagając mi wstać.
-Trochę
dziwne okoliczności zawierania nowych znajomości... Amy.
-Co
tutaj robisz? Chcesz wziąć może kotka? - zapytał z nadzieją w
głosie
-W
zasadzie to przyszłam tutaj odrabiać prace społeczne... -
wyjaśniłam, jednak widząc jego rozczarowanie dodałam - ale o kocie
też pomyślę - no, bo w zasadzie, czy przy dwóch koniach i krowie
jeden mały kot zrobi jakąś różnicę?
Fred
wyraźnie z siebie zadowolony zaprowadził mnie do jakiegoś faceta,
który zapisał w jakiejś książce moje dane i zapewnił, że kiedy
odpracuję te swoje godziny, poinformuje o wszystkim moją szkołę.
No, nie jest źle. Freddie wygląda dziwnie, ale wydaje się być w
porządku. Myślę, że nie będzie tak tragicznie, jak się
obawiałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz